Obie przekroczyły 50-tkę, obie od dawna mogły odcinać kupony od sławy. Wbrew działaczom i lekarzom nie rozstają się z wielkim sportem, choć coraz więcej osób patrzy na nie ze zdziwieniem.
Birgit Fischer (rocznik 1962), 27-krotna mistrzyni świata w kajakarstwie i ośmiokrotna medalistka igrzysk mówi, że jej kolejny powrót do czynnego uprawiania sportu związany jest tylko z chęcią siódmego startu olimpijskiego, tym bardziej, że nie udało się jej być w Pekinie. – To, że powinnam przestać, tłumaczą mi odkąd skończyłam 40 lat. A ja czasem czuję się jakbym miała 20 lat, a czasem 100. I chcę się sprawdzać – mówi Niemka.
Niemiecki Związek Kajakowy (DKV) od dawna jest sceptyczny. – Jestem dla nich ciężarem, a nie mile widzianą mistrzynią – ocenia Fischer. Kajakarka nie korzysta już z pomocy związku, ćwiczy sama w rodzinnym Brandenburgu i za swoje poleciała zimą na treningi do Australii.
DKV nie może zabronić legendzie udziału w kwalifikacjach krajowych. Zabronić mogą lekarze. W miniony piątek Fisher nie pojawiła się na pierwszych zawodach, gdyż doktor Wolfgang Dillmann z DKV wykrył podczas obowiązkowych badań uczestników zaburzenia w rytmie serca kajakarki. Będą kolejne badania i Birgit Fischer jednak ma nadzieję, że dostanie kolejną szansę, 27-29 kwietnia podczas mistrzostw kraju w Duisburgu.
Zapowiedziała, że przed każdym startem będzie miała zezwolenie lekarza. Trener niemieckiej kadry Reiner Kiessler twierdzi, że Fischer musi wygrać jedną z konkurencji olimpijskich, by go przekonać i nawet wtedy będzie się zastanawiał, czy robić dla niej wyjątek. Powód jest oczywisty, tłumaczą go młodsze kajakarki kadry: – Byłoby to dla nas bardzo frustrujące, gdyby wciąż z nami wygrywała.