W Lidze Mistrzów pokazaliście się jako niedojrzała drużyna, teraz ogrywacie Bayern, który w wielkich meczach ma dużo większe doświadczenie.
Nie wyszliśmy z grupy Ligi Mistrzów, ale to było pół roku temu. Jesteśmy inną drużyną. Sporo się nauczyliśmy, dojrzeliśmy do wielkiej piłki. Wydaje mi się, że potrafimy grać z każdym. Mecz z Bayernem nie tylko był zwycięski, ale ciekawy dla kibiców. Trzy punkty wywalczyliśmy nie tylko dzięki umiejętnościom, ale i determinacji. Wiedzieliśmy, z kim gramy, Bayern awansował przecież do półfinału Ligi Mistrzów, ale w ostatnich meczach z tą drużyną wygrywaliśmy.
Poza golem trafił pan też w słupek i poprzeczkę. Ma pan do siebie pretensje?
Przy strzale głową w słupek wszystko zrobiłem, jak trzeba. Przy poprzeczce zabrakło szczęścia – gdyby piłka była mokra albo zawiał delikatny wiatr, na pewno wpadłaby do siatki. Strzeliłem 20 goli w Bundeslidze, to fajne uczucie, ale nie będę się specjalnie napinał na śrubowanie rekordu. Nie jestem zawodnikiem, który stoi i czeka na podania. Szukam gry, dużo pracuję, by wygrała cała drużyna.
Strzelać piętą w meczu na szczycie potrafi tylko piłkarz pewny swoich umiejętności. Jeszcze rok temu Niemcy śmiali się z pana nieskuteczności.
Zawsze znałem swoją wartość, nawet wtedy, kiedy nie szło. W pierwszym sezonie w Borussii grałem na innej pozycji, bardziej za napastnikiem. Wtedy się denerwowałem, ale teraz wiem, że tamten okres dużo mi dał. Mam spokojną głowę, nie podniecam się tym, że gramy z Bayernem. Te punkty są tak samo ważne jak z każdego innego spotkania Bundesligi. Tylko prestiż trochę inny. Ważne jest też to, jak czuję się w drużynie. Jeśli wiem, że mam wsparcie kolegów, pozwalam sobie na więcej. I nie chodzi tylko o gole – przecież na początku tych rozgrywek wcale nie zdobywałem bramek regularnie.