Reklama
Rozwiń
Reklama

Maldonado promuje wenezuelski sport

Zwycięstwo Pastora Maldonado w Grand Prix Hiszpanii odebrało przynajmniej na chwilę argumenty przeciwnikom finansowania kapitalistycznej rozrywki przez socjalistyczne państwo

Publikacja: 19.05.2012 01:01

Pastor Maldonado

Pastor Maldonado

Foto: AFP

W zeszłym roku zasłużony i utytułowany zespół Williams zaliczył swój najgorszy sezon od 33 lat. Brytyjska ekipa zdobyła zaledwie pięć punktów i w klasyfikacji konstruktorów wyprzedziła tylko tercet nowicjuszy, startujących w F1 dopiero drugi rok.

Początek sezonu 2012 nie mógł jednak być lepszy: triumf Pastora Maldonado w Grand Prix Hiszpanii nie tylko przypomniał światu o zespole, który pod względem zdobytych tytułów mistrzowskich ustępuje tylko ekipie Ferrari, ale też powinien podreperować stan konta Williamsa.

Śmiało można stwierdzić, że Frank Williams powinien być bardzo wdzięczny kierowcy z Wenezueli. Od kilku lat światowy kryzys gospodarczy odciska swoje piętno na finansach zespołów F1. Po pierwszej fali załamania ekonomicznego z elitarnego wyścigowego świata zrejterowały tak duże firmy, jak BMW, Toyota czy Honda. Przy rocznych budżetach przekraczających 100 milionów euro przetrwanie w Formule 1 stało się nagle ogromnym wyzwaniem – także dla tak zasłużonych dla sportu ekip, jaką bez wątpienia jest Williams.

Właściciel zespołu Frank Williams niegdyś słynął z nieugiętej postawy – kiedy pod koniec lat 80. firma Honda, producent najlepszych wówczas silników, zażądała powierzenia jednego z foteli japońskiemu kierowcy Satoru Nakajimie, dumny Anglik odrzucił ofertę i stracił kontrakt na dostawę jednostek napędowych. Szybko dogadał się z Renault i z nowym partnerem stworzył duet, który w pierwszej połowie lat 90. był praktycznie niepokonany.

Czasy się jednak zmieniły i Williams nie jest już taki hardy jak dawniej. W ostatnich latach stracił kilku ważnych sponsorów, zatem w obliczu poważnych tarapatów finansowych nie wahał się przed przyjęciem w szeregi zespołu kierowcy, który wniósł za sobą gigantyczne wsparcie finansowe.

Reklama
Reklama

Przed sezonem 2011 pozbył się świetnie zapowiadającego się Nico Hulkenberga, aby zrobić miejsce dla Pastora Maldonado – zawodnika, który co prawda osiągał sukcesy w seriach juniorskich, ale nie błyszczał takim talentem jak chociażby Hulkenberg. Wenezuelczyk ma jednak poważny atut w postaci wsparcia ze swojego kraju. Prezydent Hugo Chavez jest jego wielkim zwolennikiem, a odpowiednie finansowanie zapewnia narodowy koncern petrochemiczny PDVSA.

– Wenezuelskie firmy mocno mnie wspierają. Wiem, że Chavez stara się, żebym trafił do Formuły 1 – mówił Maldonado w połowie 2010 roku, jeszcze przed debiutem w F1. Promocja wenezuelskiego sportu wymaga jednak twardej gry – w zeszłym roku politycy opozycji domagali się powołania specjalnej komisji w celu wyjaśnienia kulisów kontraktu pomiędzy PDVSA i Williamsem.

Do mediów wyciekły dokumenty, z których wynika, że koncern petrochemiczny w zamian za umieszczenie Maldonado w kokpicie samochodu Formuły 1 wspiera ekipę kwotą 30 milionów funtów rocznie. Kongresman Carlos Ramos domagał się zwołania specjalnej komisji i grzmiał, że socjalistyczne państwo nie powinno finansować kapitalistycznej rozrywki w postaci wyścigów Formuły 1. Siła polityczna schorowanego Chaveza najwyraźniej wciąż jest duża, bo amator publicznego śledztwa w sprawie wydawania pieniędzy przez państwową firmę dość szybko zamilkł.

Dzięki temu Williams nadal korzysta z przydatnego zastrzyku finansowego z Wenezueli, a po występie Maldonado w Hiszpanii idea promocji kraju poprzez Formułę 1 też się zaczyna sprawdzać. Dotychczas wydawało się bowiem, że jest to fortuna wyrzucana w błoto – pupilek Chaveza w debiutanckim sezonie zdobył zaledwie jeden punkt, za to przodował w zestawieniu kierowców, którzy byli najczęściej karani za przeróżne przewinienia na torze. Pokazywał, że potrafi jechać szybko – zwłaszcza na ulicznym torze Monako – ale w ogólnym obrazie te przebłyski przesłaniane były przez liczne błędy.

Ten rok zaczął się podobnie. W Australii Maldonado jechał po szóste miejsce, ale na ostatnim okrążeniu rozbił samochód, próbując utrzymać się za Fernando Alonso. Tydzień temu w Hiszpanii role się odwróciły: Wenezuelczyk stoczył twardą walkę z utytułowanym kierowcą Ferrari i tym razem nie popełnił ani jednego błędu, odnosząc sensacyjne zwycięstwo w 24. starcie w Formule 1. Wcześniej zaledwie dwa razy kończył wyścigi w punktowanej dziesiątce – w zeszłym roku w Belgii był 10., a w tegorocznej GP Chin zajął ósme miejsce. Na Circuit de Catalunya wykorzystał jednak świetnie przygotowany samochód i z opanowaniem godnym starego wyjadacza wyścigowych torów w walce o zwycięstwo pokonał Alonso i Kimiego Raikkonena, którzy łącznie mają na koncie trzy tytuły mistrzowskie i 46 wygranych Grand Prix.

Niespodziewany triumf w Barcelonie to drugi prezent od Maldonado dla Williamsa. Poza małą fortuną przelewaną co roku przez PDVSA, powrót brytyjskiej ekipy do grona zwycięzców po pierwsze da jej większy udział w podziale wpływów ze sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych, a po drugie znacznie ułatwi działowi marketingu poszukiwanie nowych sponsorów. Jest jeszcze za wcześnie, aby wyrokować, czy ekipa Franka Williamsa na stałe powróci do ścisłej czołówki Formuły 1, ale z pewnością dzięki Pastorowi Maldonado może odetchnąć z ulgą i nie martwić się już o najbliższą przyszłość.

Sport
Iga Świątek, Premier League i NBA. Co obejrzeć w święta?
Sport
Ślizgawki, komersy i klubowe wigilie, czyli Boże Narodzenia polskich sportowców
Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama