Większości nie kojarzę ze sportem. Bardziej z życiem politycznym. Wiadomo było, że niczego konkretnego się nie dowiemy, mimo to konferencja urosła do rangi najważniejszego wydarzenia medialnego w Warszawie. Chcemy poznać odpowiedzi na pytania: czy prezes poda się do dymisji, kto będzie nowym trenerem i kiedy, ile biletów dostali piłkarze do swojej dyspozycji, po ile zarobili na mistrzostwach i czy godzi się płacić im za dwa remisy, skoro w ostatecznym rozrachunku przegrali.
Coraz częściej konferencje prasowe żyją swoim życiem. Transmitują je stacje telewizyjne, więc zadając pytanie, trzeba uważać, bo wszystko to idzie na antenę i zaraz znajdzie się na YouToube. Ważne pytanie zwykle zachowuje się dla siebie, ale nie można go zadać na osobności, ponieważ najważniejsze osoby wychodzą drzwiami zamkniętymi dla dziennikarzy.
Kiedy coś się dzieje w polskim futbolu, pod siedzibą PZPN ustawiają się kamery, a w programach informacyjnych przepytuje się nawet ludzi, których wiarygodność pozostawia wiele do życzenia. Każdego, kto wyjdzie i chce się pokazać w telewizji. Tworzy się atmosferę sensacji i podejrzeń. Do legendy przeszedł tekst ze zjazdu PZPN umieszczony na żółtym pasku w TVN 24: „Z ostatniej chwili. Zdzisław Kręcina wyszedł z sali".
Wczoraj sensacji nie było. Grzegorz Lato nie jest w stanie porwać widowni tak, jak to robił, kiedy grał w piłkę. Jest mistrzem olimpijskim, trzykrotnym uczestnikiem mistrzostw świata, królem strzelców mundialu. Wielkim sportowcem, który na prezesa PZPN się nie nadaje, więc stał się pochyłym drzewem, na które wszyscy skaczemy. Dawnych zasług nikt mu nie odbierze, ale lepiej, by już wrócił do Mielca.