Korespondencja z Londynu
Kilka dni temu nad siatkówką plażową zawisły czarne chmury. Igrzyska w Londynie mają być najbardziej mokrymi w historii, prognozy mówiły, że przez dwa tygodnie nie przestanie padać. Istniała obawa, że najbardziej seksowna konkurencja straci to, czym przyciągała tysiące kibiców na trybuny – skąpe stroje. Zamiast bikini – koszulki z długimi rękawami i leginsy. Ewentualnie długie getry.
W wieczornych sesjach, przy 17 stopniach i wietrze, nikt nie odważy się na plażowy strój, ostatni mecz zaczyna się o 22. Anglicy, których przez rok starano się zainteresować rozgrywkami, kusząc skąpymi ubraniami zawodniczek, narzekają , że ktoś zepsuł im zabawę. Nie tylko pogoda, bardziej pomysł z nocnym graniem.
– Też wolimy grać w bikini, ale najważniejsze jest zdrowie. Jeśli ktoś przychodzi na mecze siatkówki tylko po to, żeby podziwiać nasze kształty, nie powinien być smutny, bo cieplejsze stroje też są bardzo obcisłe. To jest Londyn i środek nocy, chyba nikt nie liczył, że będziemy chciały marznąć – mówiła Australijka Tamsin Hinchley.
Na igrzyskach w Pekinie na trening siatkarek przyszedł George Bush. Zawodniczki były zaszczycone, a że każdy zdobyty punkt zwykły fetować delikatnym klapsem, Misty May-Treanor po zagraniu piłki przez Busha zwróciła się do niego: „Please, have a one, Mr. President". Prezydent zdecydował się poklepać ją po plecach.