Kiedyś dziennikarze mieli sportowców na wyciągnięcie ręki. Potem nadeszła era rzeczników prasowych, którzy odcinali gwiazdy od świata mediów. Teraz najwięksi pomijają dziennikarzy i sami piszą do swoich fanów, choć nie zawsze wychodzi im to na zdrowie.
Ilu masz obserwujących, a ilu sam obserwujesz? Z kim się kontaktujesz? Kto odpowie na twoją zaczepkę? To teraz bardzo ważne pytania. Usain Bolt ma na Twitterze grubo ponad milion fanów i ich liczba będzie rosła. Wystarczy, że mistrz coś napisze, a na profilu zaraz się pojawia stosowna konwersacja.
Jamajczyk się przy tym świetnie bawi i, co ważne, nie wywołuje skandali. Kolegę ze sztafety Asafę Powella wezwał do tego, by oddał mu banany, które tamten skradł z jego pokoju. Nie wiadomo, czy Powell posłuchał - sprawa jest rozwojowa, ale kibice już wiedzą.
To nie wszystko. Bolt powiedział, że chciałby zagrać w Manchesterze United? Nie ma problemu. Rio Ferdinand już spieszy z zapewnieniem, że jest mu w stanie załatwić testy u sir Alexa Fergusona. Bolt odpowiada, że wróci do sprawy po igrzyskach. Fani się cieszą, media podchwytują temat. Nie wiadomo, co na to wszystko Ferguson.Trener Manchesteru to człowiek z innej epoki, Twittera nie używa, więc o całej sprawie może jeszcze nie wie.
Ćwierkanie (po ang. tweet) to teraz dla sportowców broń masowego rażenia. Dzięki niej są w stanie dotrzeć do niemal każdego kibica na świecie. To z jednej strony kuszące - wreszcie pisać to, co się chce i nie czekać na to, co zrobią z wypowiedzią media, ale jednocześnie niebezpieczne. Nikt wpisów nie filtruje ani zawczasu nie ocenia. Rzecznicy prasowi nie zdążą zareagować, gdy komputer jest pod ręką, a myśl od głowy, przez palce biegnie wprost do Internetu.