Najpierw krajem i ligą wstrząsnęło to, co zrobił Jovan Belcher - zawodnik Kansas City Chiefs. Miał 25 lat, dobry kontrakt, malutką córeczkę i życie przed sobą.
Kłócił się często ze swoją dziewczyną Kasandrą Perkins i od dawna nie układało się między nimi. Feralnej nocy też się kłócili, potem poszli do klubów się zabawić. Z córeczką została babcia. Belcher nie wrócił na noc, przyjechał rano i znów była awantura. Wtedy wyciągnął pistolet i strzelił do dziewczyny dziewięć razy, prawie na oczach swojej matki. Policjanci, do których kobieta zadzwoniła słyszeli w słuchawce płacz dziecka.
Potem pojechał swoim bentleyem do centrum treningowego i tam zobaczył Generalnego Menedżera Scotta Pioli. - Zrobiłem to. Zabiłem ją - mamrotał z pistoletem przystawionym do skroni.
Pioli próbował z nim negocjować, potem dołączyli do niego trener Romeo Crennel i jeden z jego asystentów Gary Gibbs. - Chciałem, żeby zrozumiał, że życie się nie skończyło - opowiadał Crennel. Belcher usłyszał policyjne syreny. - Muszę odejść. Nie mogę tutaj zostać - powiedział. Poszedł za samochód, przeżegnał się i pociągnął za spust.
Tydzień później zginął Jerry Brown. Jego wieloletni przyjaciel Josh Brent wsiadł po kilku drinkach do samochodu, a Brown razem z nim. W pewnym momencie stracił panowanie nad kierownicą i wyleciał z drogi. Brown zginął na miejscu, a kierowca trafił do aresztu. Wyszedł, po wpłaceniu 500 tys. dolarów kaucji i czeka na proces. Obaj grali dla Dallas Cowboys.