Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) po wizycie Armstronga u Oprah Winfrey zarzuciła kolarzowi, że w rozmowie kilka razy mijał się z prawdą i postawiła mu warunek: do 6 lutego musiał się zdecydować na współpracę i powiedzieć całą prawdę. Inaczej nie będzie odwrotu od dożywotniej dyskwalifikacji.
Armstrong jeszcze nie zeznaje, ale termin ultimatum został przesunięty o dwa tygodnie. – Jesteśmy w kontakcie z panem Armstrongiem i jego pełnomocnikami, i rozumiemy, że chce nam pomóc w posprzątaniu sportu – powiedział Travis Tygart, dyrektor USADA.
Tygart zarzucił Armstrongowi kłamstwo w tym fragmencie wywiadu, w którym kolarz zapewniał, że po swoim powrocie do sportu w 2009 roku był już czysty. Agencja ma dowody, że nadal stosował doping i utrzymywał kontakty z niesławnym doktorem Michele Ferrarim. Ale wyciągnęła jeszcze raz rękę do Armstronga, licząc że jego zeznania pomogą dopaść kolejnych oszustów.
Wówczas kara dla Lance'a mogłaby zostać zmniejszona z dożywocia do ośmiu lat, choć jego adwokat Tim Herman upiera się, że były kolarz nie stawia takich warunków.
Skrucha Armstronga ma jednak swoje granice: Amerykanin nie zamierza oddawać 12 mln dolarów, które firma SCA wypłaciła mu jako premie za siedem zwycięstw w Tour de France. Pozew miał trafić do sądu wczoraj.