To, że Legię obwołano mistrzem Polski jeszcze przed pierwszym meczem, chyba panu nie pomaga?
Nie pomaga ani mnie, ani zawodnikom. Wydaje mi się, że to brak szacunku dla rywali, bo przecież wszystko trzeba wywalczyć na boisku. Znamy polską ligę, widzimy, jak zaskakujące w każdej kolejce padają wyniki, dlatego niezbędna jest pokora i ciężka praca. Musimy potwierdzić to, że mamy drużynę na pierwsze miejsce nie w wywiadach, ale podczas meczów.
Musiał pan już wstrząsnąć swoimi piłkarzami, były mocne słowa?
Na razie nie. Sami sobie przegraliśmy mecz z Koroną. Legia pierwszy raz od początku sezonu straciła trzy gole w jednym spotkaniu. To niedopuszczalne, że zdobywamy na wyjeździe dwie bramki i nie przywozimy do Warszawy nawet punktu. Straciliśmy gole po stałych fragmentach gry, to był kryminał, skandal, nie do przyjęcia. W taki sposób nie wolno nam grać. Rozumiem przegrać walkę w powietrzu, takie gole się zdarzają, ale nie można na boisku drzemać, gubić krycia.
Tak się zimą wzmocniliście, że teraz po dwóch meczach liga się z was śmieje.
Za ostre słowa, nikt nie śmieje się z Legii. Początek nie jest udany, przecież nie powiem, że jest euforia. Nie ma się z czego cieszyć, bo straciliśmy punkty z rywalami, którzy delikatnie mówiąc, byli w naszym zasięgu. O Koronie już mówiłem, a remisu z Bełchatowem nie potrafię wytłumaczyć. Martwi mnie nasz styl, zagraliśmy tak, jak chciał tego rywal, a mamy przecież o wiele więcej argumentów, z których nie potrafiliśmy skorzystać. Graliśmy nerwowo, brakowało płynności, kombinacyjnych akcji. Sami sobie dopisaliśmy trzy punkty jeszcze przed meczem, a później rzeczywistość okazała się inna.