Dwanaście dni testowych na hiszpańskich torach w Jerez i Barcelonie posłużyło do sprawdzenia tegorocznych konstrukcji, wyeliminowania potencjalnych słabych stron i poznania nowej generacji opon. Firma Pirelli stara się zaskakiwać zawodników oraz inżynierów, z roku na rok przygotowując modyfikacje swoich wyrobów.
Tegoroczne ogumienie ma zużywać się nieco szybciej, wymuszając częstsze wizyty na pasie serwisowym. Zespoły znów wyruszają w nieznane i można się spodziewać, że pierwsze wyścigi przyniosą niespodziewane rozstrzygnięcia – tak jak miało to miejsce rok temu, kiedy pierwsze siedem Grand Prix wygrywało siedmiu różnych kierowców.
Wicemistrz świata Fernando Alonso nie przewiduje dominacji żadnego zespołu, ale też nie liczy na równie szalony początek.
– Rywalizacja powinna być wyrównana, a z naszego punktu widzenia dobry wynik w pierwszym wyścigu sprawi, że przestaniemy się stresować – mówi Hiszpan, który na początku zeszłego roku z trudem zdobywał punkty, a mimo to w całosezonowej walce uległ tylko Vettelowi. Teraz kierowca Ferrari twierdzi, że jego zespół jest przygotowany o 200 procent lepiej niż rok temu.
Zimą każdy zespół realizuje swój własny program przygotowawczy, jeżdżąc z różnym zapasem paliwa i na różnych rodzajach opon. Oba czynniki mają gigantyczny wpływ na czasy okrążeń: to tak, jakby w konkursie skoków narciarskich każdy zawodnik ruszał z innej belki, przy wietrze o różnej sile i kierunku, a przy ustalaniu kolejności sędziowie zwracali uwagę tylko na odległość, w dodatku bez podawania kibicom informacji o belce i wietrze. Prawdziwy sprawdzian siły odbędzie się dopiero w sobotę rano czasu polskiego, podczas pierwszej w tym sezonie sesji kwalifikacyjnej.