Po sygnałach od bukmacherów o niecodziennych faktach dotyczących pierwszoligowego meczu Zawisza–Arka PZPN powiadomił UEFA oraz komendanta głównego policji i zapowiedział śledztwo. Może z tego powodu mecz zakończył się remisem 0:0.
Nie było żadnych tego rodzaju sygnałów przed meczem Ruchu z Podbeskidziem a PZPN powinien zająć się także nim. Podbeskidzie zwyciężyło w Chorzowie 3:1. Liga jest pełna niespodzianek, ale okoliczności, w jakich chorzowianie tracili bramki, budzą wiele wątpliwości. Zwłaszcza drugą i trzecią. Obrońcy Ruchu pozwolili spokojnie oddać strzał i nie przeszkodzili w dobitce. A w doliczonym czasie obrońca Arkadiusz Lewiński podał piłkę na nogę Robertowi Demjanowi, który strzelił trzeciego gola.
Oczywiście można przyjąć, że obrońcy Ruchu są wyjątkowymi nieudacznikami i takie błędy w ich wykonaniu wynikają z braku umiejętności. Wolałbym bardziej wierzyć w to (chociaż Ruch jest wicemistrzem Polski) niż w krążącą po trybunach stadionów wersję o sprzedaży, bo na wyniku 1:3 można było zarobić u bukmacherów spore pieniądze. W wersję drugą, że Podbeskidzie musi się utrzymać, nie wierzę.
A może po prostu zawodnicy Ruchu chcieli w ten sposób doprowadzić do zwolnienia trenera, czego domagają się trybuny na Cichej? Ale jeśli tak, to dlaczego w Lubinie walczyli do ostatniej minuty, w której strzelili zwycięską bramkę? Tak czy inaczej byliśmy świadkami skandalu. Bramkarz Ruchu, który przed laty wrzucił sobie piłkę do własnej bramki, ma godnych następców.
A teraz jasna strona futbolu. Tomasz Frankowski zdobył 168. bramkę w lidze. O jedną wyprzedził Gerarda Cieślika i goni dwóch najskuteczniejszych strzelców w historii rozgrywek: Ernesta Pohla (186 goli) i Lucjana Brychczego (182). Jak ważna jest to wiadomość, niech mówią fakty. Cieślik to ikona Ruchu Chorzów, najlepszy polski piłkarz lat pięćdziesiątych, o którym śpiewano piosenki. Pohl to nauczyciel Włodzimierza Lubańskiego i patron stadionu Górnika w Zabrzu. Brychczy uczył grać Kazimierza Deynę, a dziś jest honorowym prezesem Legii.