Goście w domu

Na mecz Legii z Pogonią warto było przyjść nie tylko dla bramek, ale i atmosfery.

Publikacja: 21.04.2013 21:36

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Pogoń postraszyła Legię, która przez godzinę nie mogła znaleźć sposobu na jej pokonanie. A kiedy już znalazła, goście stracili bramki i szanse w ciągu paru minut. Remis, nie mówiąc o zwycięstwie Pogoni, byłby sensacją. Patrząc więc chłodno, wszystko zakończyło się tak, jak logika wskazywała. A jednak było co oglądać, a przede wszystkim każdy, kto przyszedł na Łazienkowską, miał poczucie, że jest na meczu, a nie na wojnie.

Legia i Pogoń są ze sobą zaprzyjaźnione od kilkudziesięciu lat, czego widomym znakiem jest to, że w meczach między tymi drużynami nie ma na stadionie sektora gości. Wszyscy są u siebie, więc siadają obok siebie. Nie ma wroga i uszy nie więdną od epitetów. Krótko mówiąc: jest przyjemnie, tak jak powinno być na meczu. Nawet krótkotrwały pokaz pirotechniki w wykonaniu Żylety pasował do sytuacji, nikomu nie zagrażał, więc powinien zostać potraktowany łagodnie, bo to jednak złamanie przepisów.

Opisuję to, co widziałem, narażając się na zarzut, że się rozczulam, a przecież sensem każdego meczu jest rywalizacja, także na trybunach. Jasne, pod warunkiem że nie towarzyszą jej agresja, bluzgi, brak szacunku dla przeciwnika i łamanie zasad fair play, czyli wszystko to, co na większości meczów ekstraklasy jest na porządku dziennym.
Takich jak ten Legii z Pogonią jest niewiele, bo, niestety, mniej jest w lidze „przyjaźni” niż „kos”.

Kibice Pogoni, którzy przyjechali w sobotę rano ze Szczecina do Warszawy, zwiedzali Centrum Nauki Kopernik, Stadion Narodowy, spacerowali po Starówce i Krakowskim Przedmieściu. Mieli na szyjach klubowe szaliki, nikt ich nie gonił, nie groził im, wrócili do domów cali i zdrowi. Wiadomo, że jak się jedzie na mecz przyjaźni, to matki są spokojne.

Wielu spośród kibiców obecnych na stadionie następnego dnia wzięło udział w maratonie warszawskim. To jest taki sport, w którym 95 procent uczestników walczy z własnymi słabościami, a nie przeciwnikiem, wspiera się i w dodatku kibice na trasie dopingują wszystkich bez różnicy. A potem ci, którzy ukończyli bieg, chodzą jeszcze po Warszawie z numerami startowymi na piersiach i medalami na szyjach, chcąc przedłużyć radość.

Ja im zazdroszczę, bo sam już nie biegam i cieszę się, wiedząc, że są wśród nich kibice piłkarscy, którzy zasady z maratonu stosują na trybunach stadionów. Może jeszcze kiedyś będzie normalnie.

Pogoń postraszyła Legię, która przez godzinę nie mogła znaleźć sposobu na jej pokonanie. A kiedy już znalazła, goście stracili bramki i szanse w ciągu paru minut. Remis, nie mówiąc o zwycięstwie Pogoni, byłby sensacją. Patrząc więc chłodno, wszystko zakończyło się tak, jak logika wskazywała. A jednak było co oglądać, a przede wszystkim każdy, kto przyszedł na Łazienkowską, miał poczucie, że jest na meczu, a nie na wojnie.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Materiał Promocyjny
BIO_REACTION 2025
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont