Reklama
Rozwiń

Tamizą na kort

Mariusz Fyrstenberg o kulisach finałowego turnieju ATP Tour w Londynie, szacunku dla gry deblowej, kibicach i celach na przyszły sezon.

Publikacja: 08.11.2013 01:00

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski są do wielu lat jednym z czołowych debli świata

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski są do wielu lat jednym z czołowych debli świata

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Wszyscy mówią, że ten turniej jest wyjątkowy. Dlaczego?

Mariusz Fyrstenberg:

Z różnych powodów. Przede wszystkim na każdy mecz przychodzi tutaj po 17–18 tysięcy ludzi. Reszta to detale, ale bardzo miłe. Każdy z zawodników dostaje pokój z widokiem na Tamizę. Ale tak naprawdę do dyspozycji mamy dwa pokoje, możemy zapraszać rodziców czy znajomych. Można w każdej chwili wezwać samochód z kierowcą, więc jeżeli chcemy pojechać wieczorem do restauracji, to nie ma z tym problemu. Z kolei na korty docieramy nie samochodami, tylko łodzią. Płyniemy Tamizą przez centrum biznesowe Londynu, przy parlamencie i Big Benie. Można spojrzeć na miasto z innej perspektywy.

Inne są też podobno kulisy...

To prawda. Z reguły na turniejach mamy jedną dużą szatnię na stu zawodników. Tutaj każdy z singlistów ma własną małą szatnię ze swoim zdjęciem na drzwiach, a debliści korzystają z dwóch szatni. W szafkach czekają na nas ręczniki z imionami i nazwiskami, są kosmetyki, klapki. Pamięta się o wszystkim. Wyjątkowa jest też interakcja między kibicami a zawodnikami. Tutaj każdy może podejść do Djokovicia, Federera czy Nadala, poprosić o autograf czy wspólne zdjęcie. Kibice są dopuszczani do bocznych kortów, z bliska oglądają treningi najlepszych zawodników. Tego nie ma nigdzie indziej.

Pana ulubione turnieje w kalendarzu ATP?

Bardzo lubię Indian Wells. Nie jest zbyt duże i nie ma tłumów. Poza tym tam zawsze mogę poćwiczyć grę w golfa. Jak tylko mam dzień wolny, szukam zawodników, którzy chcieliby pograć i spędzam czas na jednym z tamtejszych pól. Lubię też Cincinnati. Hotel nie jest co prawda najlepszy, stoi na skrzyżowaniu dwóch autostrad, ale mamy tam dużo swobody. Dostajemy samochód dla siebie, możemy pojechać do kina czy restauracji.

Jak wygląda typowy dzień meczowy?

Z hotelu wyjeżdżamy trzy godziny przed meczem. Godzinę później zaczynamy rozgrzewkę, która trwa do 45 minut. Później jest jeszcze czas na przekąszenie czegoś, wykąpanie się i ustalenie strategii z trenerem. Po meczu najpierw rozmowy z mediami, a potem trzeba już zadbać o siebie. Można się porozciągać, pojeździć na rowerku, rozluźnić. Jeżeli ktoś ma jakiś problem, może pójść na masaż czy skorzystać z pomocy fizjoterapeuty. W sumie schodzi na to siedem–osiem godzin, a jeżeli akurat nie ma z nami trenera, to dobrze jest zostać jeszcze na mecz kolejnych rywali.

Dzień wolny naprawdę jest wolny?

Właściwie tak. Wszystko tak naprawdę sprowadza się do treningów. Chciałoby się pozwiedzać, pooglądać, ale to jednak wiąże się z utratą energii. Wolimy się oszczędzać. Do miasta wychodzi się dopiero po zakończeniu rywalizacji. Najlepiej jak na miejscu są bliscy, bo wtedy można robić coś naprawdę fajnego. Ludzie myślą, że jeździmy po świecie i się bawimy, a tymczasem większość turniejowych dni jest jałowa.

Dzisiejszy tenis to przede wszystkim gra pojedyncza. Nie ma pan wrażenia, że debel stał się rywalizacją drugiej kategorii?

Absolutnie nie. W Anglii czy Ameryce kibice uwielbiają deble. Tam na nasze mecze zawsze przychodzi komplet publiczności. Zawodnicy też trzymają się razem. Singliści interesują się naszymi wynikami i odwrotnie. Kiedy w Paryżu zmienialiśmy się na korcie treningowym z Federerem, pytał, jak wyglądają nasze szanse na awans do finału w Londynie. Jak usłyszał, że nasi przeciwnicy muszą przegrać, to potem jeszcze przez pół godziny stał przy korcie i krzyczał nam co chwilę, jaki jest wynik. Nie można powiedzieć, że jesteśmy podzieleni na dwa obozy.

Ten sezon pracujecie z nowym trenerem, Johnem-Laffnie de Jagerem. Co poprawiliście w waszej grze?

Na pewno poprawiliśmy się technicznie. Przede wszystkim chodzi o grę przy siatce. Ideału jeszcze nie ma, ale mam nadzieję, że przyszły sezon będzie przełomowy. John, jeśli tylko jest z nami na turnieju, zostaje na każdym meczu naszych przeciwników, obserwuje i wyciąga wnioski. Często zauważa drobnostki, które pomagają nam wygrywać. Układa z nami strategię, mówi, z kim grać na bekhend, z kim na forhend, jak i na kogo serwować, kto ma wolniejsze ręce, a kto lepszy return.

W przyszłym roku współpraca będzie kontynuowana?

Już jesteśmy umówieni na grudzień i rozpoczęcie przygotowań. Po raz pierwszy chcemy się dostać do finału ATP przed ostatnim turniejem, chcemy uniknąć nerwów. Aby to osiągnąć, musimy grać równo przez cały sezon, co dotychczas nam się nie udawało. Mam nadzieję, że kolejny sezon będzie już inny.

Porażka Fyrstenberga i  Matkowskiego

W drugim meczu w grupie A deblowych finałów ATP Tour w Londynie Polaków pokonali Chorwat Ivan Dodig i Brazylijczyk Marcelo Melo 3:6, 6:3, 2-10. O awansie Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego do półfinału rozstrzygnie sobotnie spotkanie z liderami światowego rankingu – amerykańskimi bliźniakami Bobem i Mike'em Bryanami. Także w sobotę Roger Federer będzie walczyć o awans z Juanem Martinem Del Potro. W czwartek zbliżył się do celu, gdy pokonał Richarda Gasqueta 6:4, 6:3. Dziś spotkania David Ferrer – Stanislas Wawrinka i Rafael Nadal – Tomas Berdych. Półfinały Masters zaplanowano na niedzielę. Mecze o tytuły w poniedziałek.

—k.r.

Transmisje w sportowym Polsacie.

Rz: Wszyscy mówią, że ten turniej jest wyjątkowy. Dlaczego?

Mariusz Fyrstenberg:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku