Rz: Wszyscy mówią, że ten turniej jest wyjątkowy. Dlaczego?
Mariusz Fyrstenberg:
Z różnych powodów. Przede wszystkim na każdy mecz przychodzi tutaj po 17–18 tysięcy ludzi. Reszta to detale, ale bardzo miłe. Każdy z zawodników dostaje pokój z widokiem na Tamizę. Ale tak naprawdę do dyspozycji mamy dwa pokoje, możemy zapraszać rodziców czy znajomych. Można w każdej chwili wezwać samochód z kierowcą, więc jeżeli chcemy pojechać wieczorem do restauracji, to nie ma z tym problemu. Z kolei na korty docieramy nie samochodami, tylko łodzią. Płyniemy Tamizą przez centrum biznesowe Londynu, przy parlamencie i Big Benie. Można spojrzeć na miasto z innej perspektywy.
Inne są też podobno kulisy...
To prawda. Z reguły na turniejach mamy jedną dużą szatnię na stu zawodników. Tutaj każdy z singlistów ma własną małą szatnię ze swoim zdjęciem na drzwiach, a debliści korzystają z dwóch szatni. W szafkach czekają na nas ręczniki z imionami i nazwiskami, są kosmetyki, klapki. Pamięta się o wszystkim. Wyjątkowa jest też interakcja między kibicami a zawodnikami. Tutaj każdy może podejść do Djokovicia, Federera czy Nadala, poprosić o autograf czy wspólne zdjęcie. Kibice są dopuszczani do bocznych kortów, z bliska oglądają treningi najlepszych zawodników. Tego nie ma nigdzie indziej.