Nad północno-zachodnim wybrzeżem Anglii zaświeciło słońce, wiatr ucichł, rzadko otwarcie The British Open przebiegało przy tak dobrej pogodzie. Skorzystali wszyscy, ale przede wszystkim ci, którzy miewają trudności w walce z podmuchami i deszczem na klasycznych nadmorskich polach typu „links", jakim jest Royal Liverpool w pobliżu Hoylake.
Pierwszy na starcie był już o 6.25 Anglik David Howell, posłał piłkę w gęstą trawę po prawej stronie fairwayu i rywalizacja o Claret Jug można było uznać za rozpoczętą. Do akcji ruszyło 156 golfistów, wśród nich niemal wszyscy wielcy tego sportu, także byli mistrzowie.
Po kilkunastu godzinach wyjaśniło się, że słońce świeciło najjaśniej dla Rory'ego McIlroya. Irlandczyk miał doskonała rundę, 66 uderzeń, 6 poniżej par, żadnej wpadki. Od czasów, gdy w 2010 roku na Old Course w St. Andrews zaczął The Open od 63 uderzeń, nie miał lepszego początku turnieju wielkoszlemowego.
Gdy McIlroy schodził z pola, liderem w domku klubowym był Włoch Matteo Manassero (67 uderzeń) przed rodakami, braćmi Edoardo i Francesco Molinari, którzy zgodnie zakończyli grę z wynikami po 68 uderzeń. Manassero ma 21 lat, był świetnym amatorem, przejście na profesjonalizm jeszcze nie przyniosło mu sukcesów w The Open, ale może już nadszedł ten czas.
Po południu na Royal Liverpool nadal było słonecznie, chwilami wiatr nieco odżywał, wyniku McIlroya nie poprawił już nikt, choć wydawało się, że do Irlandczyka dołączy Australijczyk Adam Scott, lider rankingu światowego, który po dziewięciu dołkach miał -4, ale drugą połowę rundy zaliczył na par i to raczej szczęśliwie.