Krakowianie grają od początku sezonu słabo, czego efektem było zwolnienie trenera. Franciszka Smudę zastąpił Kazimierz Moskal, na poznanie drużyny nie miał zbyt dużo czasu. Po czterech treningach czekał go wyjazd do Warszawy.
Legia w porównaniu z Wisłą miała sytuację komfortową. Z wyjątkowo liczną kadrą, mogła sprawdzać się w meczach o Puchar Polski i w Lidze Europejskiej. Też jej za bardzo nie szło, ale zwycięstwo we Wrocławiu wydawało się kończyć czas nieefektywnej gry. Mecz z Wisłą tego nie potwierdził. To goście przez więcej minut prowadzili grę, kontrolowali jej przebieg a Legia nie bardzo mogła znaleźć drogę do krakowskiej bramki.
Potwierdziło się to, co widzimy na Łazienkowskiej od dawna. Zmieniana co tydzień linia obrony jest kiepsko zorganizowana, zawodnicy nie są ze sobą zgrani, czego w rozgrywkach krajowych zwykle nie widać, ponieważ mało jest przeciwników, którzy mają możliwości i odwagę żeby Legię zaatakować. Kiedy ktoś taki się pojawi, pojawiają się też problemy. Ajax Legię znokautował, Śląsk się nie bał, a Wisła wręcz narzuciła jej swoje warunki.
Po odejściu Miroslava Radovicia, z Ondrejem Dudą po kontuzji jeszcze nie w pełni formy, w Legii nie ma kto uporządkować gry. Tam każdy gra dla siebie. Wisła miała Semira Stilicia, czyli piłkarza, jakiego w Legii brakuje. Pierwszy gol dla Wisły padł po błędach obrońców i bramkarza Arkadiusza Malarza, który na poziom Legii jest trochę za słaby. Na szczęście dla legionistów wiślacy też popełniali błędy w obronie i jeden z nich wykorzystał Michał Żyro.
Drugi gol dla Wisły padł po faulu Tomasza Jodłowca na Semirze Stiliciu. Wyrównał samobójczym strzałem Boban Jović w 90 minucie.