Łukasz Fabiański: Nie chcę dać się poznać

Bramkarz reprezentacji Polski i Swansea Łukasz Fabiański przed piątkowym meczem z Niemcami we Frankfurcie.

Publikacja: 01.09.2015 20:58

Łukasz Fabiański: Nie chcę dać się poznać

Foto: AFP, Adrian Dennis

Rzeczpospolita: Oglądał pan ten pierwszy mecz z Niemcami?

Łukasz Fabiański: Nie... Nie wracam do meczów już rozegranych. Oczywiście były wspólne analizy z całą drużyną. Ale to wszystko. Czas płynie bardzo szybko. Za chwilę kolejny mecz, nowe wyzwanie.

Jan Tomaszewski uznał występ Wojciecha Szczęsnego za najlepszy mecz bramkarza w historii polskiej piłki...

Wojtek zagrał tamtego dnia wyśmienicie.

A teraz będzie inny bramkarz: Łukasz Fabiański.

Nie wiem.

Po tym gdy Szczęsny stracił miejsce w Arsenalu, był pan zaskoczony, gdy został w kadrze bramkarzem numer 1?

Nigdy się na nic nie nastawiam. Korzystam z tego, co mi los daje. Mogę tylko dać trenerowi podstawy, by na mnie postawił. A później czekam, co przyniesie życie.

Jest pan daleki od stereotypu bramkarza-wariata.

To taka gadanina bez sensu. Ludzie, którzy mnie nie znają, chcą mnie oceniać. Tak naprawdę coś o moim prawdziwym charakterze mogą powiedzieć tylko ci, którzy ze mną przebywają na co dzień. Przede wszystkim koledzy z klubu. Chociaż nie wiem, czy nawet oni mogliby coś powiedzieć o moim charakterze. Dla mnie to wydumany temat.

Ale kibice chcą was poznać od każdej strony...

Ale ja nie chcę się dać poznać. Dla swoich bliskich i rodziny jestem otwarty, dla opinii publicznej jestem bramkarzem.

Ale zgodzi się pan z tym, że jest człowiekiem wyjątkowo spokojnym?

(milczenie)

Kiedy się pan ostatnio porządnie wkurzył?

Często się wkurzam. Na treningach, na meczach. Co jakiś czas pojawia się we mnie irytacja. Ale każdy ma swój sposób jej wyrażania.

Ale pan nie krzyczy na obrońców i nie chce dusić kolegów z drużyny, jak chociażby Dusan Kuciak.

Nie śledzę tego, co robi Kuciak. Mogę podać sto przykładów bramkarzy, którzy reagują inaczej i zachowują się w bramce spokojnie.

Jasne. Zastanawia mnie tylko, jak osoba o takiej konstrukcji psychicznej jak pańska...

...Nie wie pan, jaka jest moja konstrukcja psychiczna.

Sam przed chwilą pan mówił, że się na nic nie nastawia. To także świadczy o opanowaniu i spokoju wewnętrznym.

Nie mam żadnych powodów do zmartwień. Moje życie pozwala mi się skoncentrować wyłącznie na dobrych przygotowaniach do meczów.

Rozumiem więc, że Niemcy, Frankfurt, mistrzowie świata, rewanż za październik, to wszystko nie robi na panu wrażenia?

Tam, skąd pochodzę, jest blisko do granicy polsko- -niemieckiej, więc Niemcy przewijają się przez całe moje życie. Ale dla mnie mobilizacja zaczyna się kilka godzin przed meczem, kiedy zaczyna buzować adrenalina. Wtedy faktycznie zaczynam odczuwać, z kim gramy. Ale teraz? Jest jeszcze kilka dni, nie zaprzątam sobie tym głowy. I w klubie, i w reprezentacji 24 godziny przed meczem już wiem, czy będę grał. I to wystarczy. Mam swoje metody koncentracji, ale to nic specjalnego. Zależy od dnia. Nie mam schematów, nie staram się przed każdym meczem powtarzać pewnej rutyny. Raczej wsłuchuje się w siebie i za tym podążam.

Czy dla tej reprezentacji mecz z Niemcami był przełomem?

Z całą pewnością. Pozwolił nam uwierzyć, że możemy stworzyć coś fajnego. Niezapomniane dla mnie są reakcje po meczu i obrazki po nim. Wróciliśmy do hotelu w nocy i czekały na nas tłumy ludzi. To też pomogło nam w zbudowaniu tej świadomości. Wynik nakręca atmosferę, to oczywiste. Sztab szkoleniowy zwraca wielką uwagę na to, żebyśmy się trzymali razem. Organizuje nam czas. Ta drużyna się dociera, żyje razem i jest świadoma celu.

Gdy myślę o naszych meczach z Niemcami, to widzę bramkarza pod ostrzałem: Boruc na Euro 2008, Szczęsny w towarzyskim meczu w Gdańsku, no i rok temu na Narodowym...

Lubię mieć pracę non stop. Gdy czuję, że uczestniczę w meczu, gdy wiem, że jestem potrzebny. Stanie i czekanie, co może brzmieć paradoksalnie, jest znacznie gorsze, bo trudniej zachować koncentrację.

Pod ostrzałem wpada się w trans?

Może nie aż tak, ale to fajne uczucie, gdy się wie, że jest się potrzebnym. To daje dużo pewności siebie.

W Swansea nie ma pan zbyt wielu takich spotkań?

Nie, ponieważ my dobrze gramy w obronie. W tym sezonie nie miałem jeszcze takiego meczu, żebym był bombardowany. Ostatni raz to chyba druga połowa z Arsenalem w poprzednim sezonie. W pierwszej połowie nie działo się nic, a w drugiej rozpoczął się szturm. Obroniłem chyba dziesięć strzałów. Czułem, jak z każdą minutą rośnie ich przewaga, coraz więcej wyjść do dośrodkowań, coraz więcej strzałów...

Nie pojawia się wtedy myśl, żeby zatrzymać na chwilę to natarcie? Żeby koledzy pozwolili panu złapać oddech?

Nie. Szybciej czas leci. Chociaż faktycznie ostatnie minuty zaczynają się dłużyć. Człowiek nagle zyskuje świadomość, że to już sama końcówka i że trzeba z dobrym wynikiem przetrwać. Zaczyna się patrzenie na zegar, pojawia się świadomość, że trzeba kraść czas.

Jakie są powody do optymizmu przed meczem z Niemcami?

Nasza pozycja w grupie, to, że jesteśmy niepokonani, jesteśmy zgraną ekipą, mamy ukształtowany trzon zespołu. Każdy mecz, który graliśmy w tych eliminacjach, miał swoją historię. W każdym rodził się bohater. Arek Milik, Sebastian Mila, ostatnio Sławek Peszko. Robert Lewandowski był bohaterem notorycznie. No i Wojtek Szczęsny z Niemcami. Maciej Rybus musiał zagrać jako lewy obrońca i świetnie sobie poradził, wcześniej z musu na lewej obronie zagrał Artur Jędrzejczyk i też to był kapitalny mecz.

Czas na pana?

Nie mówię w tym kontekście, ale każdy chce dostać szansę i ją wykorzystać.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?