– W kwestii popularyzacji piłki ręcznej w ostatnich latach robi się bardzo dużo – zaznacza jednak Nowiński. – Są akcje typu „Szczypiorniak na Orlikach", jest inicjatywa „Handball at schools", dzięki której szkoli się przede wszystkim nauczycieli wychowania fizycznego. Są inne pomysły, jak „Weekend z handballem", ale niestety na razie nie przekładają się one na przyrost zarejestrowanych zawodników. To, co uzbieramy na dole piramidy, w tym samym czasie wykrusza nam się na wyższych piętrach. Owszem, piłka ręczna wróciła do szkół, bo był moment, gdy było z tym bardzo krucho. Utarło się, że to sport wyłącznie halowy. A przecież kiedyś przy każdej szkole było betonowe boisko, na którym dzieci grały w piłkę ręczną. Dziś większość została zamieniona w parkingi. Nie każda szkoła ma wystarczająco dużą halę, by dzieci mogły grać. Łatwiej w mniejszej sali zorganizować siatkówkę czy koszykówkę. Dziś piłka ręczna znów zaczyna wychodzić na powietrze, i to dobry znak – podkreśla trener Nowiński.
Im wyżej, tym gorzej
Najważniejsze jest jednak powstanie ośrodków szkolenia piłki ręcznej – czyli OSPR-ów. To wspólna akcja związku, samorządów i ministerstwa, która obejmuje 20 szkół (po dziesięć dla chłopców i dziewcząt) w każdym województwie – sześć podstawówek, trzy gimnazja i jedno liceum. Program ruszył we wrześniu minionego roku, trudno więc mówić o efektach, ale nadzieje z tym związane są wielkie.
Jedną z osób, które zaangażowały się w promocję piłki ręcznej, jest były reprezentant Polski Artur Siódmiak. Jego fundacja organizuje obozy dla dzieci, Siódmiak prowadzi także swoją akademię.
– Jesteśmy na dobrej drodze, ale potrzebny jest czas i cierpliwość. Zmiany systemowe już się dokonują. Takie imprezy jak mistrzostwa Europy w Polsce dają bardzo dużo, trzeba to jednak przekuć na szkolenie. Odpowiednich ludzi jest coraz więcej, młodzi polscy trenerzy chcą się doszkalać – mówi Siódmiak.
Drużyn dziecięcych jest już całe mnóstwo, ale wielu potencjalnych zawodników wykrusza się na poziomie juniora. – Im wyżej, tym gorzej – nie ukrywa Nowiński. – I trudno powiedzieć, czym to jest spowodowane. Zastanawiam się nad tym od lat i wciąż nie umiem wskazać jednej przyczyny.
Pierwsza to być może zbyt mała liczba klubów, bo szkoły to jedno, ale prawdziwe szkolenie przyszłych zawodników odbywa się przede wszystkim w klubach.