Poprzedniej byłoby łatwiej, bo przecież wtedy kibice Legii po zamknięciu jej stadionu wznosili okrzyk: „Tusku matole, twój rząd obalą kibole". Dziś żadnych pretensji do rządzących nie zgłaszają, bo nie mają powodu. Wprost przeciwnie, są traktowani przez PiS i władze kościelne jako partnerzy w krzewieniu polskości.
Teraz ten flirt trzeba będzie przerwać, powiedzieć wyraźnie, gdzie jest źródło zła, i zareagować, tak jak przed laty zrobiła to premier Margaret Thatcher. Uznała ona, że położenie kresu stadionowemu chuligaństwu ma istotne znaczenie dla ratowania wizerunku Wielkiej Brytanii, i nie uległa futbolowemu lobby. Dziś nowe brytyjskie stadiony są bezpieczne, nie ma żadnych ogrodzeń i klatek dla gości, ale to nie znaczy, że chuligani zniknęli. W okolicach stadionów wciąż zdarzają się burdy.
Trudno uwierzyć, że w Madrycie awanturowali się ludzie, którzy kochają Legię – z hiszpańską policją bili się po prostu polscy bandyci. Państwo powinno ich potraktować tak, jak traktuje się każde terrorystyczne zagrożenie, bo oni co tydzień terroryzują znaczną część kraju. Konwoje autobusowe eskortowane przez policję, ochrona okolic wokół stadionów to ogromny koszt, który ponosimy wszyscy.
Nie mam wielkich nadziei, że to się szybko zmieni, futbol stał się bowiem trwałym katalizatorem zła, zastępczą wojną dla tych, którzy sens życia widzą w mordobiciu.