Przy okazji gracz Górnika dostał czerwoną kartkę, a trener został wyrzucony na trybuny.
Cenię sędziego Pawła Raczkowskiego, ale wydaje mi się, że zbyt szybko podejmuje decyzje. Siedząc przed telewizorem, nie widzę tego, co on, ale mam wrażenie, że nie musiał odgwizdać żadnego z tych karnych. Zachował się trochę jak Howard Webb w meczu Polski z Austrią na Euro 2008. W końcówkach, kiedy waży się wynik, w polu karnym kłębi się tłum, atakujący robią wszystko, by zdobyć bramkę lub dać sędziemu powód do przyznania jedenastki. On ma być od nich mądrzejszy, nie powinien dać się nabierać. Sytuacji jak przy tych karnych jest w meczu wiele i arbiter nie zawsze używa gwizdka. Czy gdyby nie użył go w tych dwóch przypadkach, skrzywdziłby Cracovię? Moim zdaniem nie.
Raczkowski wiosną zachował się podobnie, gdy sędziował mecz Korony z Górnikiem Łęczna. Do 88. minuty goście prowadzili 1:0. Wtedy stracili bramkę, a w doliczonym czasie sędzia przyznał Koronie rzut karny, wykorzystany przez Jacka Kiełba. Franciszek Smuda zareagował wtedy tak, jak Marcin Brosz teraz.
Też bym się uniósł na ich miejscu, mając poczucie niesprawiedliwości. Miesiąc później ta sytuacja była przedmiotem analizy sędziów podczas ich cyklicznego spotkania w Spale. Wszyscy uznali, że ich kolega podjął słuszną decyzję.
Raczkowski prowadził w tym sezonie dwa mecze Górnika i podyktował przeciw niemu cztery rzuty karne, z czego dwa w ostatniej minucie. Przy okazji trzy razy karał zawodników Górnika czerwonymi kartkami. Zapewne i tym razem koledzy po fachu staną po jego stronie, znajdując uzasadnienie dla tych decyzji w przepisach. Jest jednak jeszcze coś takiego jak interpretacja przepisów, czyli duch gry. Dyskusyjna decyzja sędziego podjęta w ostatniej minucie boli tych, którzy tracą.