Kto po względnie udanych kwalifikacjach liczył w Nowy Rok na co najmniej małą stabilizację w reprezentacji Polski, czyli niezłe skoki Piotra Żyły oraz poprawne Kamila Stocha i Dawida Kubackiego, jednak się przeliczył. Owszem, Żyła w serii KO wypadł z Polaków najlepiej, pokonanie Feliksa Hoffmanna z niemieckich rezerw i miejsce w pierwszej dziesiątce było formalnością, ale pozostali niewiele wnieśli do poprawy nastroju polskich kibiców.
Dawid Kubacki przegrał pojedynek z Halvorem Egnerem Granerudem, choć Norweg też miał chwilę słabości i wylądował dopiero na 22. pozycji. Podobnie spisał się Paweł Wąsek z walce z Philippem Achenwaldem oraz Andrzej Stękała z Killianem Peierem – rywale, choć na papierze mocni, wcale nie skoczyli wybitnie, lecz pokonali Polaków.
Porażka Kamila Stocha z Daiki Ito tylko zwiększyła smutek, bo polski mistrz skoczył fatalnie, właściwie poddał się już po wyjściu z progu. Tylko Jakubowi Wolnemu udało się pokonać Manuela Fettnera, Rywal sporo w tym dziele pomógł, ale dobrze, że Polak potrafił wykorzystać słabość Austriaka.
Wolny w drugiej serii poprawił się o 5,5 m, czyli cztery miejsca (był ostatecznie 23., wyrównał swój rekord sezonu) i wreszcie mógł powiedzieć, że próba dała mu satysfakcję. Piotr Żyła nie skoczył za drugim razem nadzwyczajnie, ale i tak wiemy, że on jest teraz liderem kadry. – Pomału się wraca do swojego poziomu, zrobiłem kolejny kroczek do przodu, patrzę na kolejne zawody – mówił polski skoczek po zajęciu 11. miejsca. – Stać go na więcej, ale ten start oceniam na plus, bo miejsce dobre i Piotrek był w stanie utrzymać narty w locie – dodał trener Michal Doleżal.
Turniejowe emocje budzili jednak inni – największe ponownie Ryoyu Kobayashi, który tym razem pięknie walczył o zwycięstwo z Markusem Eisenbichlerem (obaj skakali powyżej 140 m), dał też radę jury, które przed jego finałowym skokiem obniżyło belkę startową, sukces wyrywany Niemcowi o 0,2 punktu musiał znakomicie smakować.