Polacy mogli dolecieć w sobotę nawet do podium. Wiatr przeszkadzał, rywale ugniatali bulę, a gospodarze unikali wpadek – aż do zamykającego drugą serię Dawida Kubackiego. Mistrz świata z Seefeld (2019) spadł z progu, bo trudno inaczej określić 97-metrowy skok. Podobno czuł się tak, jakby ktoś zarzucił mu na plecy worek ziemniaków.
Nie jest sam. Sezon wystartował trzy tygodnie temu, a podopieczni Michala Doleżala wciąż wyglądają, jakby skakali z dodatkowym obciążeniem. Konkurs w Wiśle był pierwszym, kiedy do czołowej „trzydziestki" awansowało trzech Polaków.
A miało być inaczej. Współpracujący z kadrą trener Harald Pernitsch przekonywał, że zawodnicy latem przekraczali limity fizyczne. Wyników to jednak nie przyniosło. Tak słabo nie zaczynaliśmy zimy nawet w 2015 roku, pod koniec kadencji Łukasza Kruczka. To był sezon klęska, kiedy nasi skoczkowie tylko raz doskoczyli do podium.
Prezes Polskiego Związku Narciarskiego (PZN) Apoloniusz Tajner przyznaje, że żaden z Polaków nie jest w formie, choć to przecież naczelny optymista polskiego sportu.
Czytaj więcej
Mistrz Adam Małysz o starcie nowego sezonu, wyścigu technologicznym, ewolucji skoków narciarskich i kończeniu kariery na szczycie.