– To na pewno będzie inny mecz niż ten w Bełchatowie. Iskra już nie zagra tak słabo. Musimy się przygotować na ciężką walkę – mówił kapitan Skry, Mariusz Wlazły. W pierwszym meczu to mistrzowie Polski wygrali 3:0.
Wlazły miał rację. Pierwszy set wygrany przez Iskrę 25:14 wyraźnie pokazał, że na taryfę ulgową nie ma co liczyć. Mistrzowie Polski mieli zaledwie 19 procent skuteczności w ataku i wykonali tylko jeden punktowy blok. Rywale – pięć.
Znakomicie, w odróżnieniu od meczu w Bełchatowie, grał Brazylijczyk Giba, pewnie spisywał się blok Iskry. Gdy w drugim secie Skra prowadziła 17:13, wydawało się, że jest szansa na doprowadzenie do wyrównania. Wreszcie blok zaczął funkcjonować jak trzeba, Francuz Stephane Antiga, który wraca po kontuzji kolana, pokazywał, że jest zawodnikiem wielkiego formatu.
Niestety wystarczyła chwila słabości naszej drużyny i Rosjanie ustawili ścianę nad siatką. Nie mógł się przez nią przebić nie tylko Michał Bąkiewicz, ale też Mariusz Wlazły i Dawid Murek. Iskra wyrównała na 18:18, a chwilę później po wspaniałych serwisach Niemca Jochana Schoepsa wyszła na prowadzenie 21:18. Nie pomógł udany blok na Gibie. Zespół z przedmieść Moskwy nie dał sobie wydrzeć zwycięstwa.
Niektórzy liczyli, że Skra ponownie pokona Iskrę i już teraz zapewni sobie awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów, ale mistrz i aktualny lider rosyjskiej Superligi był wyraźnie lepszy. Potwierdził to trzeci, ostatni set. Daniel Castellani, trener Skry, szukał recepty w licznych zmianach, ale żadna z nich nie była zwycięska.