Po ostatniej piłce trener mistrzów Polski Jacek Nawrocki siadł przy stoliku sędziowskim i pytał, gdzie arbitrzy widzieli blok po ataku Paula Lotmana.
Piłka rzeczywiście nie dotknęła ręki blokującego Bartosza Kurka, ale ten błąd na pewno nie zaważył na wyniku. To była ledwie połowa czwartego seta, ale zawodnicy Skry zamiast grać, woleli się kłócić o jeden punkt.
W efekcie stracili jeszcze drugi – za żółtą kartkę – a złość tak ich wybiła z rytmu, że już do końca nie przeprowadzili dobrej akcji.
To było dopełnienie tego, co działo się wcześniej. Resovia zwyciężyła zasłużenie i stałoby się tak nawet, gdyby sędziowie się nie pomylili.
To siatkarze z Rzeszowa byli pewni siebie, a mistrzom Polski po wtorkowej porażce trzęsły się ręce. Mylił się Miguel Angel Falasca, słabo atakował Bartosz Kurek, zespołu z kłopotów nie potrafił wyciągnąć Mariusz Wlazły. Coraz bardziej posępna twarz prezesa Konrada Piechockiego tłumaczyła wszystko.