Drużyna Miguela Angela Falaski dwukrotnie pokonała obrońców tytułu na jego terenie i jest już blisko celu. Gdyby w niedzielę Resovia odparła atak Skry, wtedy zespół z Bełchatowa w poniedziałek mieć będzie jeszcze jedną szansę u siebie, a gdyby doszło do wyrównania stanu rywalizacji, wówczas piąty mecz rozegrany zostanie 1 maja w Rzeszowie.
Libero Resovii Krzysztof Ignaczak wierzy, że karta się odwróci i mistrzowie Polski wrócą do Rzeszowa, by u siebie rozstrzygnąć losy tytułu w decydującym spotkaniu, ale to jest scenariusz marzeń.
Skra oba mecze wyjazdowe wygrała zdecydowanie, szczególnie ten drugi, w którym rozbiła gospodarzy, i nic nie wskazuje na to, że nagle zapomni, jak się gra. Drużyna z Bełchatowa wydaje się nie mieć słabych punktów. W znakomitej formie jest Mariusz Wlazły, kapitan Skry, dwukrotnie wybierany na najlepszego gracza meczów finałowych. Atakuje jak za swych najlepszych czasów i bombarduje rywali zagrywką. Jest bardzo regularny, co już dawno mu się nie zdarzało, a to nie wróży Resovii nic dobrego. Dzielnie wspiera go na zagrywce Argentyńczyk Facundo Conte, bezbłędny także na lewym skrzydle. Jeśli dodamy drugiego z Argentyńczyków, rozgrywającego Nicolasa Uriarte, i dwójkę młodych polskich środkowych, Andrzeja Wronę i Karola Kłosa, oraz reprezentacyjnego libero, Pawła Zatorskiego, to mamy zespół kompletny.
Gorzej z rezerwami, ale na szczęście podstawowi gracze nie mają kłopotów zdrowotnych, więc Falasca, były rozgrywający Skry, może spać spokojnie.
Czy w tej sytuacji Resovia ma jeszcze szansę odwrócić bieg wydarzeń? Prawdopodobieństwo jest niewielkie, ale „nigdy nie lekceważ serca mistrza", jak piszą na transparentach kibice z Rzeszowa.