Rok temu o tej porze zapisano w kronikach klubu trzy porażki w finale ze Skrą Bełchatów i srebrny medal, który na Podpromiu oznaczał spory niedosyt. Tym razem wszystko poszło wedle planu: trzecie z rzędu zwycięstwo nad Lotosem i wielka feta w Rzeszowie.
Decydujący mecz może nie będzie pamiętany zbyt długo, choć miał swoje atrakcje. Przede wszystkim siatkarze obu drużyn grali zaraz po finale Pucharu Polski, w którym lepszy był Lotos Trefl. Pikanterię finału zwiększył fakt, że siatkarze z Sopotu wygrali we wtorek w rzeszowskiej hali pierwszy set, ale przyspieszenia i mocy rezerwowych ekipy Andrzej Kowala jednak nie wytrzymali.
Choć w meczach Resovii błyszczeli nie raz Marko Ivković, Piotr Nowakowski, Fabian Drzyzga, Krzysztof Ignaczak, Jochen Schöps lub Paul Lotman, to MVP ostatniego spotkania został Dawid Konarski, zwykle wchodzący z ławki.
Emocje widzów były chyba najważniejsze, parę tysięcy kibiców w pasiastych biało-czerwonych koszulkach czekało przecież na tę chwilę 12 miesięcy.– To był chwilami dobry, ale też trochę dziwny, nerwowy mecz. Wartości jednak odmówić mu nie można. Spektakl był dobry na pewno – powiedział Stephane Antiga, przyglądający się kandydatom do reprezentacji, którzy za trzy tygodnie rozpoczną pierwsze po mistrzostwach Polski zgrupowanie w Spale.
Wygrała siatkówka odważna, mocna, solidna i uśmiechnięta. Związana z regionem, mająca silne podstawy ekonomiczne – tego pominąć nie można. No i wygrała długa ławka rezerwowych, o którą dbają w Rzeszowie już od kilku lat.