Rozmawiał pan z prezesem klubu Sir Safety Perugia, w którym pan pracuje, o trenowaniu reprezentacji Polski?
Kiedy sprawy były na wczesnym etapie, to nie było sensu zawracać mu głowy. Gdy się dowiedziałem, że moje szanse na zostanie selekcjonerem są duże, to zaprosiłem prezesa Gino Sirciego na obiad i powiedziałem mu otwarcie, że zamierzam łączyć obie funkcje, ale od razu uciął temat i nie chciał dyskutować. Musiałem z nim szczerze porozmawiać, bo nie chciałem mu okazać braku szacunku. Pokazał mi, jak bardzo mnie ceni, skoro zapłacił ZAKS- ie, by mnie zwolniła, a coś takiego w przypadku trenera siatkarskiego zdarzyło się po raz pierwszy. Jestem w Perugii szczęśliwy, chcę tu wygrywać trofea, ale gdyby prezes zagroził mi zwolnieniem, jeśli wyślę CV do Polskiego Związku Piłki Siatkowej, to i tak bym to zrobił. Prezes na początku nie zareagował pozytywnie, potem to zaakceptował, choć nie dał mi błogosławieństwa.
Czytaj więcej
Wybór trwał od jesieni, decyzja zapadła: Serb Nikola Grbić został trenerem reprezentacji mężczyzn, Włoch Stefano Lavarini dostał posadę szkoleniowca kadry kobiecej.
Wybór selekcjonera trwał długo. Kiedy zdecydował się pan na start w konkursie?
Wiedziałem, że wrócę do pracy w Polsce, ale nie wiedziałem, kiedy to nastąpi. Zacząłem o tym myśleć, kiedy pojawiła się informacja, że Vital Heynen odchodzi po mistrzostwach Europy. To nie były długie rozważania, bo pojawiła się szansa, by pracować w jednym z najlepszych środowisk siatkarskich na świecie.