– Wszystko jest możliwe. Turczynki zagrają bez presji. One nic nie muszą. Przyjechały tu przecież w mocno osłabionym składzie, a już sprawiły wielką niespodziankę, wygrywając z Holandią – mówił „Rz” Marco Bonitta kilka minut przed meczem, który miał decydować o losie wszystkich drużyn w naszej grupie.
W tym momencie szanse na awans do półfinału miały jeszcze wszystkie drużyny – Polska, Niemcy, Holandia i Turcja. Polki musiały wygrać dwa sety, by w razie porażki nie czekać z drżącym sercem na wynik kończącego eliminacje spotkania Niemcy – Holandia.
Mecz zaczął się bajecznie, od prowadzenia Polek 8:2, i nic nie wskazywało, że tak szybko pojawią się kłopoty. Przewaga stopniała błyskawicznie i od tego momentu trwała już walka punkt za punkt. Po ataku Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty (10 punktów i 60 procent skuteczności w pierwszym secie) Polki miały setbola (24:23), ale nie pomogły nerwowe uwagi Bonitty, który biegał przy bocznej linii i pokrzykiwał jak ustawić blok.
Nic to nie dało. 17-letnia rozgrywająca rywalek Aydemir Naz znalazła receptę na mur po drugiej stronie siatki i znów był remis. Kilka minut później po dwóch atakach Ozsoy Neriman Turczynki uśmiechnięte od ucha do ucha zmieniały już strony boiska. Po półgodzinnej wymianie ciosów wygrały tę partię 30:28. – Gramy nierówno, wciąż popełniamy za dużo błędów, za szybko tracimy wywalczoną przewagę. Ale chwile słabości nie trwają wiecznie. Potrafimy sobie z nimi radzić – powie już po meczu Eleonora Dziękiewicz, nasza środkowa.
W drugiej partii powody do zadowolenia miał już tylko Bonitta, choć nie wszystkie statystyki dawały ku temu powody. Mariola Zenik, jedna z najlepszych libero na świecie, nie mogła sobie poradzić z przyjęciem zagrywki rywalek. Zaledwie dwunastoprocentowa skuteczność w tym secie to ewenement na tym poziomie, koszmarna niedyspozycja. A mimo to Polki wygrały zdecydowanie, 25:16, a siatkarki tureckie nie miały nic do powiedzenia.