Reklama
Rozwiń

Amerykańskie finały

Team spirit to duch drużyny. Amerykanie żyją z nim od dziecka. A w Pekinie ducha przekuwają w medale.

Publikacja: 22.08.2008 19:36

Serbowie przegrali z Amerykanami w ćwierćfinale

Serbowie przegrali z Amerykanami w ćwierćfinale

Foto: AFP

Półfinałowy pojedynek siatkarzy z USA z Rosją przywołał stare wspomnienia. Szczególnie te z Paryża i Seulu. W 1986 roku Amerykanie pokonali reprezentację ZSRR i zdobyli mistrzostwo świata. Paryska Bercy pękała w szwach, gdy Karch Kiraly, Steve Timmons i spółka wygrywali ze sborną w której rządził jeszcze legendarny Jurij Sawin. Dwa lata później kowboje Douga Beala raz jeszcze upokorzyli Związek Radziecki wygrywając z nimi w finale igrzysk olimpijskich w Seulu.

Siatkarze amerykańscy w swoim kraju są anonimowi. No może poza Kiralym, który do olimpijskiego złota w hali dorzucił jeszcze równie cenny kruszec na plaży. Claytona Stanleya, Lloyla Balla, czy Williama Priddy za to dobrze znają za granicą. Cała trójka za grube pieniądze gra w Rosji.

Półfinał w Pekinie był ekscytującym widowiskiem. Długim i zaciętym. Pierwsze dwa sety wygrali Amerykanie, zwycięzcy finałowego turnieju Ligi Światowej w Rio de Janeiro.l Tam pokonali Brazylię i Serbię, tu w ćwierćfinale znów zmierzyli się z Serbami i po strasznej walce byli lepsi w tie breaku.

Dwa kolejne rozstrzygnęli na swoją korzyść Rosjanie. Wspaniale grał Maksym Michajłow, który zastąpił Semena Połtawskiego. Władimir Alekno, trener Rosjan grał va banque. W miejsce doświadczonego rozgrywającego Vadima Chamuckicha wstawił Siergieja Grankina, a zamiast Połtawskiego, mistrza serwisu i ataku Michajłowa. I niewiele zabrakło, by ten najmłodszy w drużynie, 20 letni chłopak został bohaterem tego spektaklu. Zdobył 31 punktów, raz za razem rozbijając amerykański blok, ale kiedy decydowały się losy meczu raz zadrżała mu ręka. Przy pierwszym meczbolu zatrzymał go David Lee. Ten sam, który wcześniej zdobył trzy punkty dla Amerykanów. To jego, nie Michajłowa będą najbardziej pamiętać z tego meczu.

Hugh McCutcheon, nowozelandzki trener Amerykanów przeżył kilkanaście dni temu wielką tragedię. W wyniki ataku chińskiego szaleńca zginął w Pekinie ojciec jego żony. Nowozelandczyk opuścił ekipę i poleciał do USA. Po tygodniu wrócił i znów prowadzi drużynę do zwycięstw. Amerykanie staną teraz przed szansą powtórzenia sukcesu sprzed dwudziestu lat. W meczu o złoty medal zmierzą się z Brazylią, która broni tytułu wywalczonego w Atenach. Canarinhos w półfinale wygrali Włochami 3:1, ale w starciu z USA wcale nie będą zdecydowanym faworytem. Na pewno mają jeszcze w głowach porażkę w Rio.

I dla Brazylijczyków i dla Amerykanów liczy się tylko zwycięstwo więc w ostatnim dniu igrzysk zapowiada się nam wspaniałe widowisko. W sobotę, w finale`turnieju kobiecego też będzie wielki spektakl z udziałem tych samych krajów.

Amerykanki prowadzone przez Chinkę Jenny Lang Ping (w 1984 roku w Los Angeles zdobyła złoty medal dla Chin) na pewno zmuszą Brazylijki do gry na najwyższym poziomie. Po tym jak pokonały Włoszki, a później rozbiły faworyzowane Kubanki nawet Brazylia może się ich bać. A one nie boją się nikogo, bo w grze o najwyższą stawkę czują się najlepiej. Turniej mężczyzn

Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Siatkówka
Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Siatkówka
Rusza siatkarska PlusLiga. Jeszcze więcej mocy
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku