Tym razem mistrzów prowadził Jacek Nawrocki, bo Argentyńczyk Daniel Castellani poleciał do Brazylii, gdzie jego syn Ivan walczy z reprezentacją Argentyny o awans do mistrzostw świata juniorów. Ale Skra wygrywa nawet bez trenera. Jest zbyt silna dla takich zespołów jak Domex Tytan AZS Częstochowa. Ci, którzy w minionym sezonie decydowali o jego klasie (Paweł Woicki, Marcin Wika, Krzysztof Gierczyński, Piotr Gacek), grają teraz w bogatszych klubach. Trzej pierwsi w Resovii, a Gacek w Skrze.
A Skra nawet bez kontuzjowanego francuskiego przyjmującego Stephane’a Antigi (już po operacji) czy fińskiego środkowego Janne Haikkinena przypomina walec, który miażdży wszystko. W kwadracie dla rezerwowych stoją reprezentanci Polski (Marcin Możdżonek i Michał Bąkiewicz), a ci, którzy są na boisku, grają tak, że przyjemnie patrzeć.
Hiszpański rozgrywający Miguel Angel Falasca robi swoje z taką pewnością, jakby w Bełchatowie się urodził. Dawid Murek zaś wciąż przypomina, jakim błędem było niezabranie go do Pekinu. A Mariusz Wlazły, wiadomo – kto go ma, ten wygrywa. Tym razem swoją szansę wykorzystał też młody Bartosz Kurek, uznany za MVP sobotniego spotkania. Zdobywał punkty atakiem i z zagrywki. Jemu młodość nie przeszkadzała, ale rywalom tak. – Popełnili zbyt dużo błędów, by nawiązać walkę. Młoda głowa nie wytrzymała – mówił znakomity niegdyś siatkarz Ryszard Bosek.
Radosław Panas nie rozpaczał. – Chłopaki, w zeszłym sezonie przegrywaliśmy w gorszym stylu – powiedział swoim siatkarzom trener Domeksu.
Jacek Nawrocki przyznał, że był zdenerwowany. – Gdyby coś nie wyszło, wina spadłaby na mnie. Obawiałem się, bo AZS jak każda młoda drużyna jest nieobliczalny. Na szczęście wykorzystaliśmy ich błędy.