Najpierw pokonali nas Czesi, później Włosi i na koniec Rosjanie. Ten trzeci mecz rozpoczął się dla Polaków dobrze, prowadzili 5:1, 15:12 i wydawało się, że pożegnanie z turniejem będzie godne. Ale zwycięzcy Ligi Światowej mają zespół, który może wygrywać z każdym. Najpierw do pracy wziął się mierzący 210 cm środkowy Aleksander Wołkow. Strzelał serwisami jak z armaty i było 15:15. Później zagrywką popisał się Maksym Michajłow, najlepszy atakujący imprezy, a ostatni punkt serwisowym asem zdobył znów Wołkow.
Z Rosjanami w finałowym turnieju LŚ dwukrotnie przegrali Brazylijczycy, więc Polacy też mają prawo, ale ma rację nasz młody skrzydłowy Michał Kubiak, gdy mówi, że jeśli będziemy zachwycać się możliwościami drużyny rosyjskiej, to nigdy z nimi nie wygramy („Po prostu trzeba wyjść i walczyć, bo ich też można złamać"). Kubiak ma zaledwie 191 cm wzrostu, ale w tym meczu zdobył najwięcej punktów dla Polski, bo bezpardonowo walczył. Grzegorz Wagner, syn patrona turnieju Huberta, powiedział, że gdyby w polskiej drużynie było kilkunastu takich jak Kubiak, to on byłby spokojny o wyniki.
Drugi i trzeci set meczu z Rosją nie poprawił nam humorów. Katowicki Spodek był świadkiem trzeciej, kolejnej porażki Polaków, co w perspektywie mistrzostw Europy w Czechach i Austrii nie nastraja optymistycznie. Dzień wcześniej nasz zespół zagrał lepiej niż w piątkowym meczu z Czechami, ale to wystarczyło na wygranie jednego seta. Andrea Anastasi, włoski trener polskich siatkarzy, ma więc co poprawiać.
Turniej wygrali Włosi przed Rosją i Czechami, ale warto przypomnieć słowa Michała Łaski, atakującego zwycięskiej drużyny. Syn Lecha Łaski, mistrza olimpijskiego z Montrealu, twierdzi, że nie ma sensu wyciągać pochopnych wniosków po tej imprezie. – Za dwa tygodnie na mistrzostwa Europy przyjadą inne drużyny. Cieszymy się z wygranej, ale mamy świadomość, że Rosjanie są lepsi – oświadczył.
Sobota: