Najpierw jednak w sobotnim półfinale Skra musi pokonać w Atlas Arenie nieobliczalny Arkas Izmir, a dzień później prawdopodobnie przyjdzie jej się zmierzyć z trzykrotnym triumfatorem tej imprezy, Volleyem Trentino.
Zainteresowanie turniejem jest ogromne, więc Skra może liczyć na doping. Ale też towarzyszyć jej będzie ogromna presja. To trzeci start siatkarzy z Bełchatowa w turnieju finałowym, za każdym razem mieli w nim zapewnione miejsce jako gospodarz.
W 2008 i 2010 roku przegrywali jednak w półfinałach, by zwyciężać w meczach o trzecie miejsce. W pierwszym przypadku przegrali w tie-breaku z Zenitem Kazań i w taki sam sposób wygrali z Sisleyem Treviso, a dwa lata temu zostali pokonani przez Dynamo Moskwa, by wygrać ze słoweńskim Bledem.
Trenerem Arkasu Izmir – mistrzów Turcji – jest Kanadyjczyk Glenn Hoag, który wtedy prowadził drużynę z Bledu. Znakomity taktyk, który umie znaleźć najsłabsze punkty w zespole rywali. Jego drużyna wyeliminowała rosyjski Lokomotiw Nowosybirsk, choć pierwszy mecz przegrała 0:3, a w rewanżu goście z Syberii prowadzili już 2:0.
Arkas ma skutecznego atakującego, Kolumbijczyka Agameza Libermana, Brazylijczyka Joao Paolo Bravo i amerykańskiego rozgrywającego Kevina Hansena. Skra będzie jednak faworytem, ale nie może sobie pozwolić na chwilę słabości, bo Hoag i jego ludzie potrafią to wykorzystać.