Początek turnieju rozgrywanego w Holandii i Belgii nie był dla Polek pomyślny. Najpierw przegrały 1:3 z Włoszkami, później w takim samym stosunku z Holenderkami. Ale nasze siatkarki nie były w tych meczach faworytkami, co podkreślał trener Jacek Nawrocki.
W tej sytuacji trzecie grupowe spotkanie ze Słowenią było kluczowe, gdyż porażka oznaczała dla naszej drużyny powrót do domu. Atmosfera była nerwowa, nasze reprezentantki w mocnych słowach określiły swoją postawę w mistrzostwach. Krytykował też trenera Nawrockiego były szkoleniowiec narodowej drużyny Andrzej Niemczyk, twierdząc, że zawodniczki zostały do turnieju źle przygotowane.
Ale nic jeszcze nie było stracone. Wystarczyło tylko pokonać Słowenki. Tym razem Jacek Nawrocki nie szukał już rozwiązań taktycznych. Uznał, że najwłaściwszym miejscem dla Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty jest atak, a na lewym skrzydle Annę Werblińską będzie wspomagać Natalia Kurnikowska. Rozgrywała od początku Joanna Wołosz, na środku bloku grały Sylwia Pycia i Agnieszka Bednarek-Kasza, a libero była Paulina Maj Erwardt.
I ten wybór był dobry. Słowenki nie miały wiele do powiedzenia. Pierwszego seta, wygranego, skończyła minięciem Kurnikowska, drugiego atakiem Bednarek-Kasza, a trzeciego znów Kurnikowska, atakiem z lewego skrzydła.
W trzecim secie na moment zrobiło się jednak nerwowo, gdy trener Nawrocki przy wysokim prowadzeniu Polek zdecydował się na kilka zmian i Słowenki poczuły szansę. Gdy odrobiły kilka punktów, na boisko wróciły Skowrońska-Dolata i Wołosz. Na szczęście na strachu się skończyło. Nasz zespół nie pozwolił rywalkom na więcej, wygrał seta 25:21, cały mecz 3:0 i jutro w Rotterdamie zagra w barażu o ćwierćfinał z Białorusią.