Jacek Nawrocki, trener reprezentacji, nie obiecuje cudów, tylko twardą walkę w każdym spotkaniu. We wtorek Polki zmierzą się z Belgijkami, a na koniec grupowej rywalizacji z Włoszkami.
Ta misja jest wyjątkowa trudna. Polska drużyna w niewielkim stopniu przypomina tę, która przed laty rządziła na Starym Kontynencie. Właśnie w Ankarze w 2003 roku drużyna Andrzeja Niemczyka zdobyła swoje pierwsze złoto mistrzostw Europy. Dwa lata później w Zagrzebiu Złotka znów stanęły na najwyższym stopniu podium.
Z tamtego zespołu na turniej kwalifikacyjny poleciały Katarzyna Skowrońska-Dolata, Izabela Bełcik, Aleksandra Jagieło i Sylwia Pycia. Kto wie, może przypomną sobie piękne chwile i pociągną zespół do wielkich zwycięstw.
Trener Niemczyk uważa, że Polki zagrają w Ankarze lepiej niż podczas tegorocznych mistrzostw Europy, gdzie pokonane przez Holenderki odpadły w ćwierćfinale. Co więcej, wierzy, że zobaczymy je w półfinale, ale tam już zaczną się trudne do pokonania schody. – Boję się, że nie dadzą rady awansować. Rywalki będą zbyt silne i naszych pań zabraknie na podium. Mam świadomość, że to byłby bardzo bolesny cios dla żeńskiej siatkówki w Polsce. Szkoda, że trener Nawrocki zapomniał o takich zawodniczkach jak Katarzyna Skorupa, najlepsza rozgrywająca w Polsce, nie wziął najskuteczniejszej w ligowych rozgrywkach środkowej Mai Tokarskiej i zrezygnował z Marioli Zenik, wciąż znakomitej i najbardziej doświadczonej libero. Mógłby też przestawić na lewą stronę Skowrońską, a w ataku skorzystać, obok Bereniki Tomsi, z Joanny Kaczor – tłumaczył „Rz" Niemczyk.
Ale to jego wizja, Jacek Nawrocki ma inną. Miejmy nadzieję, że lepszą. To on jest z siatkarkami i wie, w jakiej są dyspozycji, czego się może po nich spodziewać. Wziął te, które bardzo chcą grać i są w stanie fizycznie wytrzymać ten krótki, ale bardzo intensywny turniej. W Ankarze wszystkie mecze będą ważne, a zwycięzca weźmie wszystko.