- W pierwszej połowie zagraliśmy straszną piłkę ręczną. Nie poznawałem swojego zespołu. Zamiast biec w lewo, biegliśmy w prawo i na odwrót. Brakowało nam pomysłu na grę - mówił po przegranym 23:29 meczu z Węgrami selekcjoner polskiej kadry Kim Rasmussen. Duński trener był w jeszcze gorszym nastroju, niż po porażce z Hiszpanią (22:29).
Spotkanie z faworyzowanymi Hiszpankami można było uznać za przetarcie, oswajanie się z mistrzostwami Europy. Gra Polek nie wyglądała najlepiej, ale wypadało wierzyć, że w kolejnych meczach prostych błędów uda się uniknąć. Jednak tak się nie stało i fatalnej postawy w rywalizacji z gospodyniami turnieju niczym nie dało się wytłumaczyć. Ciężko także znaleźć jakieś pozytywy przed dzisiejszym spotkaniem z Rosjankami.
To będzie pojedynek o być albo nie być na mistrzostwach Europy. Polska zajmuje ostatnie miejsce w grupie A i nie zdobyła jeszcze żadnego punktu. Rosja ma jeden punkt i w tabeli znajduje się tuż nad Polską. Zwycięzca tego pojedynku nadal będzie miał szansę na włączenie się do walki o medale.
Niestety, w drużynie prowadzonej przez Kima Rasmussena ten nadziei z każdym dniem turnieju jest coraz mniej. Reprezentantki Polski, które do Gyor wylatywały w wyśmienitych humorach, teraz już nie uśmiechają się tak szeroko. Optymizm przestał być znakiem rozpoznawczym polskiego zespołu. Ustąpił on miejsca niedowierzaniu i rezygnacji. Polskie piłkarki wiedzą, że dziś miejsca na błędy już nie ma.
Zawodniczki nie potrafią powiedzieć, dlaczego grają mocno poniżej swoich możliwości. Mają świadomość, że do tej pory na parkiecie Audi Areny zaprezentowały jedynie ułamek tego, co potrafią naprawdę. Alina Wojtas, która rok temu zachwycała kibiców w czasie mistrzostw świata w Serbii, przyznała, że sama siebie nie poznaje i wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej.