To był pierwszy poważny sprawdzian naszej drużyny na mistrzostwach świata w Hiszpanii. Zwycięstw z Białorusią i Arabią Saudyjską nie można brać do końca na poważnie, bo te drużyny w światowej piłce ręcznej nic nie znaczą. Przed Słowenią też nie trzeba było drżeć, od 2004 roku nie udało jej się wznieść ponad przeciętność. Jeszcze na mistrzostwach Europy w Norwegii w 2008 roku na luzie wygrywaliśmy ze Słoweńcami różnicą siedmiu goli.
Czasy się zmieniły. Nasi rywale krok po kroku szli do góry, my – z każdym turniejem wypadaliśmy coraz słabiej. Wczorajszy mecz miał dać nam odpowiedź na pytanie, w którym miejscu jesteśmy. Polacy zagrali jak zwykle: świetnie w pierwszej połowie i źle w drugiej, ale tym razem budzik zadzwonił za późno i zabrakło indywidualności, które potrafiłyby ponieść drużynę na swoich plecach do zwycięstwa.
Wczoraj w reprezentacji Polski dużo się działo. Okazało się, że Mariusz Jurkiewicz ze złamaną ręką zakończył udział w turnieju. Trener Michael Biegler zdecydował się wezwać posiłki. Jurkiewicz był bardzo ważną postacią w obronie, jego brak spowodował konieczność przemeblowania całej drużyny. Trener zdecydował się wymienić od razu dwóch zawodników: Piotr Grabarczyk zastępuje Jurkiewicza, na razie nie wiadomo kogo zastąpi Marcin Lijewski. Powołanie dla tego zawodnika jest niespodzianką, przylatuje pomóc reprezentacji, bo jego brat Krzysztof po kontuzji Jurkiewicza będzie bardziej potrzebny w obronie.
Biegler narzekał trochę, że zmiana warty w reprezentacji następuje w tak ważnym dniu. Być może na Słowenii trudno się było skupić, ale jeszcze w pierwszej połowie Polacy wyglądali na bardzo skoncentrowanych. Kontrolowali grę, prowadzili trzema bramkami i schodzili na przerwę z wysoko podniesionymi głowami. Przed meczem mówili, że jeśli wygrają, to znaczy, że w tym turnieju mogą wszystko. Nie mogą.
Po piętnastu minutach drugiej połowy okazało się, jak wiele brakuje Polakom nawet do średniej europejskiej. Słoweńcy zdobyli dziewięć goli, piłkarze Bieglera – dwa. Przez kwadrans trudno wskazać choćby jeden jasny punkt w naszej reprezentacji. Końcówka była nerwowa, bo nasi w swoim starym stylu rzucili się odrabiać straty ułańską szarżą. Zabrakło sił i precyzji. Michał Kubisztal nie wykorzystał rzutu karnego i stało się jasne, że pierwsze miejsce w grupie jest poza naszym zasięgiem.