Jeszcze przed spotkaniem polscy kibice usłyszeli dobrą wiadomość. Z Węgierkami mogła zagrać Iwona Niedźwiedź, której występ z powodu kontuzji stał pod znakiem zapytania. Niestety na tym dobre wieści się skończyły, bo chociaż Polki wyszły na parkiet Audi Areny w Gyor wyjątkowo zmotywowane, chęć wygrywania nie przełożyła się na wynik.
Początek meczu był w miarę wyrównany. Po ośmiu minutach zawodniczki Kima Rasmussena prowadziły 3:2. Wydawało się, że Polska jest w stanie nawiązać walkę z gospodyniami turnieju, które były zdecydowanymi faworytkami tego spotkania. Ale potem wróciły koszmary ze spotkania z Hiszpanią. Polska obrona nie stanowiła najmniejszej przeszkody dla rywalek. Akcji w ataku Polki nie mogły wykończyć lub kończyły z przedziwnych pozycji rzutowych, z których nie sposób było trafić. W efekcie Węgierki przez 10 minut zdobyły sześć goli, a reprezentantki Polski żadnej.
Przeciwniczki nie były we wtorek wieczorem w najlepszej dyspozycji, jednak drużyna Kima Rasmussena nie umiała wykorzystać tych słabości. Potwierdziły to statystyki. Po pierwszej połowie Polska przegrywała aż 7:14. Skuteczność Polek wynosiła 36 procent, Węgierek 58. Polskie bramkarki obroniły zaledwie po jednym rzucie (13 procent), podczas gdy bramkarka rywalek Eva Kiss miała 45-procentową skuteczność.
W drugiej połowie nie było dużo lepiej. Zmorą polskiej drużyny stały się straty piłek w ataku. Polkom udało się oddać jedynie 45 rzutów. Rywalki miały ich o 10 więcej. Różnica nie wzięła się znikąd. Wiele podań w ofensywie lądowało poza linią boczną boiska lub w rękach Węgierek.
Kilkanaście minut przed końcową syreną wydawało się, że polskie piłkarki mogą jeszcze pokusić się o remis. Wreszcie zaczęły wykorzystywać swoje sytuacje, a Izabela Prudzienica fenomenalnie obroniła kilka bardzo trudnych rzutów. Niestety, to był tylko chwilowy przebłysk. Węgierki ponownie przejęły inicjatywę i ostatecznie zwyciężyły sześcioma bramkami.