Cudu w Gyor nie było

Po grze pełnej błędów Polki przegrały z Węgierkami 23:29 (7:14) w drugim meczu grupy A mistrzostw Europy piłkarek ręcznych.

Publikacja: 09.12.2014 22:16

Cudu w Gyor nie było

Foto: AFP

Jeszcze przed spotkaniem polscy kibice usłyszeli dobrą wiadomość. Z Węgierkami mogła zagrać Iwona Niedźwiedź, której występ z powodu kontuzji stał pod znakiem zapytania. Niestety na tym dobre wieści się skończyły, bo chociaż Polki wyszły na parkiet Audi Areny w Gyor wyjątkowo zmotywowane, chęć wygrywania nie przełożyła się na wynik.

Początek meczu był w miarę wyrównany. Po ośmiu minutach zawodniczki Kima Rasmussena prowadziły 3:2. Wydawało się, że Polska jest w stanie nawiązać walkę z gospodyniami turnieju, które były zdecydowanymi faworytkami tego spotkania. Ale potem wróciły koszmary ze spotkania z Hiszpanią. Polska obrona nie stanowiła najmniejszej przeszkody dla rywalek. Akcji w ataku Polki nie mogły wykończyć lub kończyły z przedziwnych pozycji rzutowych, z których nie sposób było trafić. W efekcie Węgierki przez 10 minut zdobyły sześć goli, a reprezentantki Polski żadnej.

Przeciwniczki nie były we wtorek wieczorem w najlepszej dyspozycji, jednak drużyna Kima Rasmussena nie umiała wykorzystać tych słabości. Potwierdziły to statystyki. Po pierwszej połowie Polska przegrywała aż 7:14. Skuteczność Polek wynosiła 36 procent, Węgierek 58. Polskie bramkarki obroniły zaledwie po jednym rzucie (13 procent), podczas gdy bramkarka rywalek Eva Kiss miała 45-procentową skuteczność.

W drugiej połowie nie było dużo lepiej. Zmorą polskiej drużyny stały się straty piłek w ataku. Polkom udało się oddać jedynie 45 rzutów. Rywalki miały ich o 10 więcej. Różnica nie wzięła się znikąd. Wiele podań w ofensywie lądowało poza linią boczną boiska lub w rękach Węgierek.

Kilkanaście minut przed końcową syreną wydawało się, że polskie piłkarki mogą jeszcze pokusić się o remis. Wreszcie zaczęły wykorzystywać swoje sytuacje, a Izabela Prudzienica fenomenalnie obroniła kilka bardzo trudnych rzutów. Niestety, to był tylko chwilowy przebłysk. Węgierki ponownie przejęły inicjatywę i ostatecznie zwyciężyły sześcioma bramkami.

Zawodniczki, które pojechały na Węgry na mistrzostwa Europy to niesamowicie sympatyczne dziewczyny. Dobrze czują się w swoim towarzystwie i przed wylotem na turniej nieraz zapewniały, że są gotowe, by wygrywać z każdym.

Tę wiarę było widać tuż przed początkiem wtorkowego meczu. Jednak im dłużej trwało spotkanie, tym mniej wiary było widać w grze polskiej drużyny. Czegoś zabrakło. Na pewno nie umiejętności, bo Polki rok temu, zajmując czwarte miejsce na mistrzostwach świata, udowodniły, że potrafią grać w piłkę ręczną.

Być może za mało było czasu na przygotowania, o czym mówił Kim Rasmussen. Być może polskie piłkarki za bardzo chciały wygrać i same skrępowały sobie nogi własnymi oczekiwaniami. Na to pytanie musi odpowiedzieć selekcjoner. Jakakolwiek nie byłaby to przyczyna - nie może ona być usprawiedliwieniem dla tak zatrważającej ilości błędów.

Kim Rasmussen ponownie ma tylko jeden dzień, by wyeliminować wszystkie mankamenty. Tym bardziej, że w czwartek Polki zagrają być może najważniejsze spotkanie tego turnieju. O awans z grupy zagrają z Rosjankami, które przegrały 24:25 z Hiszpankami. Pozostaje mieć nadzieję, że mecz o wszystko nie będzie ostatnim na mistrzostwach Europy.

Grupa A

Polska - Węgry 23:29

Hiszpania - Rosja 25:24

1. Hiszpania 2 4 54-46

2. Węgry 2 3 58-52

3. Rosja 2 1 53-54

4. Polska 2 0 45-58

Piłka ręczna
Industria Kielce gra o przetrwanie w Lidze Mistrzów. Czy Tałant Dujszebajew może odejść?
Piłka ręczna
Kolejna rewolucja w polskiej piłce ręcznej. Selekcjoner Marcin Lijewski straci pracę
Piłka ręczna
Marcin Lijewski: Dajcie nam czas. Gorzkich pigułek będzie więcej
Piłka ręczna
Sławomir Szmal dla "Rzeczpospolitej": Nie mogliśmy zamieść sprawy Kamila Syprzaka pod dywan
Piłka ręczna
Kompania braci. Portugalia zagra o finał MŚ w piłce ręcznej