Gdyby reprezentacja nie pokonała Łotwy, można by mówić o ogromnej sensacji. Kilku łotewskich piłkarzy jest dobrze znanych z polskiej ligi, gdzie nie grają pierwszych skrzypiec. Mimo to spisywali się bardzo dobrze, nie tylko umiejętnie się bronili, ale stwarzali też groźne sytuacje pod naszą bramką. Mieli też świetnego bramkarza Pavelsa Steinborsa, który na tym samym stadionie przed dwoma laty wywalczył dla Arki Puchar Polski.
O ile cztery dni wcześniej w Wiedniu trzeba było bić się z silniejszym przeciwnikiem, walczącym o zwycięstwo, teraz problemem stało się takie przygotowanie akcji, aby przebrnąć przez solidne łotewskie zasieki. A na to Polacy nie mogli znaleźć sposobu. Najbardziej widocznym zawodnikiem był Kamil Grosicki, imponujący rajdami na bokach boiska. Robert Lewandowski i grający obok niego od początku Krzysztof Piątek nie przeprowadzili przez 90 minut ani jednej wspólnej akcji. W Wiedniu szło im nieco lepiej.