Od dawna różne sporty – nie tylko piłkę nożną – objaśniają nam telewizyjni magowie wspierani przez komputery i wymyślne grafiki. Po każdym tenisowym meczu wyświetlanych jest tyle informacji, że można napisać doktorat o tej grze i dowiedzieć się wszystkiego poza jednym: na czym polega geniusz Rogera Federera. To można dostrzec tylko gołym okiem, jeśli ma się dar zachwytu.
W NBA jest podobnie: każdy mecz to książka analiz, ale z żadnej z nich nie wynika, że Michaela Jordana nie obowiązywały prawa fizyki, a przecież tak było. Wiedzą to ci, którzy widzieli go z piłką w dłoni.