Mieli zostać pożarci przez potęgi, tymczasem w pierwszym meczu młodzieżowych mistrzostw Europy Polacy wygrali z Belgią 3:2. Kolejne spotkania będą jeszcze trudniejsze – z gospodarzami Włochami, oraz na zakończenie fazy grupowej z wicemistrzem sprzed dwóch lat Hiszpanią. Czesław Michniewicz i jego piłkarze pokazali jednak w Reggio Emilia, że przyjechali do Włoch z pomysłem oraz planem i bardzo konsekwentnie będą go realizować.
Zespół Michniewicza pozwala rywalom przejąć inicjatywę, spokojnie się cofa, ustawia podwójne zasieki i próbuje szybkich wyjść z kontrą. Rywal może oblegać pole karne, ale młodzież nauczona jest, by nie panikować, tylko dać się rywalom wyszumieć. Początek spotkania nie zapowiadał, jednak że to Polacy będą się za półtorej godziny cieszyć i że to co wystarczyło na eliminacje i baraże, sprawdzi się w też w starciu z silniejszymi rywalami.
Belgowie wyszli na prowadzenie po kwadransie gry – Mateusz Wieteska, stoper Legii, zostawił mnóstwo miejsca i przestrzeni napastnikowi, a Aaronon Leya Iseka, nie miał problemu, by pokonać Kamila Grabarę. Wydawało się, że ten mecz może się potoczyć bardzo źle. Chwilę wcześniej bowiem uderzenie z dystansu Orela Mangali zatrzymało się na słupku. Wydawało się, że kwestią czasu są kolejne bramki dla Belgów. I faktycznie gdyby Siebe Schrijvers zachował się odrobinę lepiej, to Czerwone Diabły prowadziłyby 2:0 po jego fantastycznej solowej akcji. Zawodnik Club Brugge pobiegł środkiem, mijając kolejnych Polaków, wpadł w pole karne i gdy był sam przed Grabarą fatalnie spudłował.
I dokładnie w momencie, gdy większość spodziewała się srogiego lania, padła bramka wyrównująca. Z niczego. Szymon Żurkowski miał mnóstwo miejsca, nikt go nie atakował, uderzył więc sprzed pola karnego. Nie był to strzał ani specjalnie mocny, ani precyzyjny, a jednak wpadł do siatki. Bramkarz Belgów Nordin Jackers może mieć jednak pretensje tylko do siebie samego. Zapowiedzią tego, co się będzie dziać w drugiej połowie, była sytuacja z samego końca pierwszej części, gdy sam przed Jackersem znalazł się nagle Dawid Kownacki, ale strzelił wprost w niego. Gdyby nie to, Polacy schodziliby na przerwę prowadząc 2:1.
Co się odwlecze to nie uciecze. Stały fragment gry, dobre uderzenie głową Krystiana Bielika i faktycznie zrobiło się 2:1 w siódmej minucie drugiej połowy. I znów skomasowana defensywa, ale już lepiej zorganizowana niż na początku spotkania. W tej części meczu Belgowie już mogli w zasadzie tylko sobie piłkę podawać wszerz i daleko od bramki Grabary. Do klarownych sytuacji strzeleckich nie byli dopuszczani.
No i próby kontrataków. W 79 minucie po fantastycznym wyjściu Konrada Michalaka, i kapitalnym dograniu Żurkowskiego na 3:1 podwyższył Sebastian Szymański. Wtedy już jasne się stało, że tak dobrze broniąca drużyna nie ma prawa tego wypuścić z rąk. Nawet mimo iż chwilę później, po karygodnym błędzie Bielika, który sprokurował rzut rożny, Belgowie zdobyli kontaktowego gola.
- Chwalę swoją drużynę za mądrość i za poświęcenie. My potrafimy cierpieć na boisku – mówił Michniewicz w wywiadzie dla TVP. – Na tych mistrzostwach jest 12 wspaniałych drużyn. Jedna z nich świetnie się czuje, gdy może ciężko pracować bez piłki. Ten mecz pokazał, że jest w nas potencjał. Niczego nie obiecuję. Chcemy po prostu przeżyć fajny czas podczas tego turnieju. Pierwszy piękny wieczór za nami.