Prowadząca w tabeli Legia w przerwie między rundami straciła lidera klasyfikacji strzelców Jarosława Niezgodę, który za 3,8 mln euro trafił do amerykańskiego Portland Timbers.
Napastnik wrócił na boisko po roku straconym na leczenie kontuzji pleców oraz walkę z zespołem Wolffa-Parkinsona-White'a (wrodzona choroba serca), żeby w ciągu pięciu miesięcy strzelić 14 goli i skorzystać z pierwszej okazji do wyjazdu.
Przymus oszczędzania
To duża sportowa strata, natomiast nikt przy Łazienkowskiej nie będzie płakać po rzadko grających Cafu (odszedł do Olympiakosu Pireus) oraz Dominiku Nagym (Panathinaikos Ateny). Dopiero latem Legię opuści 20-letni Radosław Majecki, za którego AS Monaco zapłaciło 7 mln euro (transferowy rekord polskiej ligi) i oddało warszawskiemu klubowi na półroczne wypożyczenie.
Legia miała najbardziej dochodową zimę w dziejach klubu, ale groszem nie szasta. Trudno się dziwić, skoro w jej sprawozdaniu finansowym za poprzedni sezon pojawiło się 29,8 mln zł straty i 60 mln zł zobowiązań. Dziś po stronie wzmocnień Legia ma tylko Mateusza Cholewiaka oraz Piotra Pyrdoła, wciąż szuka napastnika, ale faworytem i tak jest, i to zdecydowanym.
– Największym problemem Legii jest to, że jest Legią. Musi ciągle wygrywać, a nie każdy zawodnik jest w stanie taką presję udźwignąć. Zwłaszcza młody. Druga strona medalu jest taka, że warszawiacy nie budzą już respektu. Nikt w lidze się ich nie boi – zauważa były reprezentant Polski Maciej Terlecki.