Francuz Eric Cantona w dostępnym na Netflixie miniserialu „Zakładnik” jest zdeterminowanym i antypatycznym Alainem Delambre’em – byłym dyrektorem HR, który przez kilka lat chwyta się przelotnych prac, żeby związać koniec z końcem, aż wreszcie staje przed szansą powrotu do branży. Najpierw w procesie rekrutacji musi jednak wziąć udział w symulacji obejmującej uwięzienie zakładników.
Aktorsko idzie mu całkiem nieźle, choć Pierre Lemaitre – autor powieści „Cadres Noirs”, na podstawie której powstał serial - początkowo nie widział go w roli głównej, bo uważał, że ma za dużo charyzmy.
Aktorstwo jak futbol
W piłkarskim życiu po życiu Cantona odnalazł się doskonale, choć podczas kariery patrzył w przyszłość z obawami. – Jestem dumny, kiedy kibice śpiewają moje imię, ale boję się, że jutro to wszystko się skończy – opowiadał dziennikarzom. Zawsze potrzebował widowni dla swojej ekspresji i po zejściu z boiska znalazł ją w sali kinowej. Dziś mówi, że aktorstwo i futbol są podobne, bo opierają się na pasji oraz dążeniu do samodoskonalenia.
Nazwisko skróciło mu drogę na plan filmowy, już rok po zakończeniu kariery dostał rólkę francuskiego ambasadora w „Elżbiecie” u boku Geoffreya Rusha, Vincenta Cassela i Cate Blanchett, którą nagrodzono wówczas Złotym Globem dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Cantona przez lata zbierał epizody, aż wreszcie w 2009 roku u Kena Loacha, bodaj największego apostoła brytyjskiego kina społecznego, zagrał samego siebie.
„Szukając Erica” to film zaskakująco ciepły, ponury w swoich diagnozach Loach chciał ostrożnym optymizmem odpowiedzieć na słodko-gorzki „Happy-Go-Lucky” innego brytyjskiego kinowego społecznika Mike’a Leigha. Jego bohater, listonosz Eric Bishop (Steve Evets), jest outsiderem-rozwodnikiem lekceważonym przez synów. Jego życie nabiera barw, kiedy pali jointa i pyta spoglądającego na niego z plakatu Cantonę, jak ten poradziłby sobie z jego problemami.