– Strzelanie goli to moja praca – powtarza Mikael Ishak. Szwed zdobył dwie bramki w pierwszym spotkaniu ze Standardem (3:1) i przedłużył nadzieje Lecha na wyjście z grupy. W Lidze Europy, z eliminacjami włącznie, uzbierał już siedem trafień. Tyle co Christian Gytkjaer przez dwa sezony.
Duńczyk wyjeżdżał z Polski jako król strzelców Ekstraklasy, a Ishak z miejsca wszedł w jego buty. Drużynie daje nawet więcej. Nie stoi w polu karnym, nie czeka na podania, walczy o piłkę, haruje w defensywie.
Sprowadzenie Szweda to kolejny dowód na to, że w Poznaniu potrafią nie tylko pracować z młodzieżą, ale też dokonywać mądrych transferów. Ishak nie kosztował ani złotówki. Przychodził z 2. Bundesligi, w Norymberdze grał coraz rzadziej i wydawało się, że upłynie trochę czasu, nim zaaklimatyzuje się w nowym zespole.
Tymczasem 27-letni napastnik rozgrywa sezon życia, a media w jego kraju piszą, że jeśli utrzyma formę, może znaleźć się w kadrze na przyszłoroczne mistrzostwa Europy (Szwedzi to jeden z rywali Polaków w grupie). – Nie sądzę, by selekcjoner mnie obserwował – powiedział Ishak w rozmowie ze „Sportbladet". Ale być może wkrótce trener nie będzie miał wyjścia.
Po meczu ze Standardem gazeta umieściła duże zdjęcie snajpera Lecha na okładce ze wzniesionymi ku górze rękami. W życiu Ishaka religia odgrywa bardzo ważną rolę, piłkarz przekonuje, że wiara i modlitwa pomagają mu przetrwać trudne chwile.