W żadnej sprawie nie protestowano tak powszechnie. Z takim potępieniem nie spotykały się korupcja, akty rasizmu czy stadionowego terroryzmu. Mieliśmy do czynienia z wybiórczą moralnością. O trenerze mówiło się: to przekręt, ile on meczów sprzedał i kupił. Ale kiedy robił to dla naszego klubu – stawał się „skutecznym fachowcem". Gdy po udowodnieniu win karano klub, PZPN, UEFA czy FIFA były automatycznie wrogami kibiców.
Piłkarze o kolorze skóry innym niż biały wciąż bywają celem rasistowskich ataków. Zdarza się to w wielu krajach, choć w niektórych częściej. Tylko zdobywający bramki dla naszych barw są dobrzy, bo nasi. Innym można ubliżać i obrzucać ich bananami.
Sprzedawanie i kupowanie meczów uznawano za „stały fragment gry", pod warunkiem że prowadziło to nas do celu. Ścigać i piętnować należało tylko innych.
Kibice urządzający awantury na stadionach i w ich okolicach są wrzodem na futbolu, ale próbujcie zacząć z nimi wojny. Będą bezwzględni i znajdą obrońców. A kiedy nawet ci zwaśnieni doszukają się wspólnego wroga, można być pewnym, że się zjednoczą – przeciw policji, mediom, krajowym związkom piłkarskim.
Te zjawiska zna cały futbolowy świat, a Europa zwłaszcza. Bijatyki są powszechne, z powodu aktów rasistowskich przerywa się mecze, Włosi są mistrzami świata także w korupcji i dopingu.