Dla Leo Beenhakkera to żadna nowość. Reprezentacja Polski wygrała grupę eliminacyjną, mimo że w dużej mierze składała się z zawodników mających kłopoty z grą w klubach. Symbolem drużyny jest jej kapitan Maciej Żurawski, któremu Gordon Strachan gwarantuje tylko karnet na trybuny.
To, co teraz się dzieje z reprezentantami Polski, przypomina jednak sytuację sprzed mundialu w 2002 roku, kiedy nasi kadrowicze jeden po drugim tracili miejsce w drużynach klubowych, co później znalazło odbicie w fatalnym występie w turnieju.
Teraz najgorzej jest z napastnikami. Radosław Matusiak ciągle nie może się odnaleźć po przeprowadzce do Heerenveen. Tym razem przynajmniej przyznaje, że Afonso Alves jest od niego dużo lepszy, i rozumie, że dostanie swoją szansę dopiero po odejściu Brazylijczyka do innego klubu. Wcześniej, w Palermo, też nie grał, ale nie rozumiał dlaczego.
W okresie świątecznym miejsce w składzie straciła także dwójka z drugoligowego Southampton. Co prawda ani Grzegorza Rasiaka, ani Marka Saganowskiego Beenhakker zbyt często nie wystawiał do gry, ale regularnie dostawali powołania do reprezentacji. Southampton to drużyna, która co roku równie chętnie zgłasza swoje aspiracje do awansu, jak szybko traci wszelkie na to szanse. Dziś od miejsca spadkowego z drugiej ligi dzieli ją zaledwie sześć punktów.
Rasiak czasami wstaje z ławki w końcówkach meczów, ale ostatniego gola strzelił we wrześniu. Gorzej wygląda sytuacja Saganowskiego, który przez najbliższe tygodnie będzie leczył kontuzję, a już wcześniej nie należał do ulubieńców trenera, bo we wszystkich spotkaniach tego sezonu zdobył tylko dwie bramki. Piłkarz został nawet zwolniony przez Beenhakkera zaraz po meczu z Belgią, by jak najszybciej wracał do klubu, a nie tracił czas na mecz z Serbią, który nie miał już wpływu na układ tabeli grupy eliminacyjnej do Euro.