Polacy zaprezentowali się w Pafos lepiej, niż można się było spodziewać. Wprawdzie wbili przeciwnikom tylko jedną bramkę, ale niemal przez cały mecz mieli przewagę, świadczącą o dobrej grze. Tylko raz dali się zaskoczyć Finom. W 10. minucie nasi obrońcy popełnili błąd w ustawieniu, dzięki czemu, po prostopadłym podaniu napastnik szkockiego Hearts of Midlithian Juha Makela znalazł się za linią polskiej defensywy i dokładnie podał do Kariego Arkivou. Fin miał wymarzoną sytuację, ale będąc kilka metrów przed Sebastianem Przyrowskim nie trafił w piłkę. Dwie minuty później polski bramkarz wyłapał lecącą tuż nad ziemią piłkę po dośrodkowaniu z lewego skrzydła i to wszystko, czym Finowie byli w stanie nas postraszyć.
W ciągu pierwszego kwadransa Polacy przeprowadzili trzy dobre akcje. Pierwszą z nich zapoczątkowało kilkudziesięciometrowe podanie Jakuba Wawrzyniaka, który tym razem grał z Adamem Kokoszką na środku obrony. Gdyby można było w jakiś sposób ocenić siłę i dokładność uderzeń, w kategorii "lewa noga" Wawrzyniak znalazłby się w czołówce krajowej. Najpierw piłkę po jego podaniu przejął Wojciech Łobodziński, odegrał ją do Marka Zieńczuka, który strzelił nad bramką. Dwadzieścia minut później piłka po strzale Wawrzyniaka z około 30 metrów przeleciała blisko fińskiej bramki tak szybko, że ledwo ją było widać.
Polacy mieli więcej pomysłów, częściej przebywali na połowie rywali i próbowali różnych sposobów aby ich pokonać. Wojciech Łobodziński bardzo dobrze dryblował na prawym skrzydle i zawsze taką akcję kończył dośrodkowaniem. Po jednym z nich bliski zdobycia gola był Łukasz Garguła. Z lewej strony podobnymi akcjami popisywał się Marek Zieńczuk. Od niego partnerzy otrzymywali najwięcej i niemal zawsze dokładnych podań. Dla pomocnika Wisły, najstarszego na boisku (we wrześniu skończy 30 lat) był to mecz ostatniej szansy, żeby przekonać Leo Beenhakkera o swojej przydatności. Gdyby decydował tylko ten mecz, Zieńczuk zapewne pozostałby w kadrze. Dobrze spisywała się obrona, z wyjątkiem Tomasza Lisowskiego na lewej stronie, któremu piłka wyraźnie przeszkadzała w grze. Podobne kłopoty miał w pomocy Michał Pazdan. Obydwaj nie są mistrzami techniki, muszą mieć czas i miejsce na oddanie lub rozegranie piłki, a na poziomie reprezentacji wymagania są wyższe.
Znacznie lepszy pod tym względem Michał Goliński zbyt często cofał się w pobliże naszych obrońców, ze szkodą dla drużyny. On jest lepszy, kiedy gra bliżej napastników, bo potrafi dobrze strzelić lub podać. W sobotę miał kilka takich zagrań, między innymi znakomite podanie do Zieńczuka, po którym piłkarz Wisły znalazł się przed bramkarzem.
Łukasz Garguła wrócił do kadry po wielomiesięcznych kłopotach zdrowotnych i dlatego trener zdjął go w przerwie z boiska. W ciągu 45 minut Beenhakker chyba się przekonał, że Garguła będzie nadal ważnym graczem. Kilka indywidualnych akcji, strzał głową i nogą z gry, wolny, po którym Adam Kokoszka zdobył bramkę, dwa niespodziewane przepuszczenia piłki, mogące zapoczątkować dobre akcje, gdyby Paweł Brożek się zorientował, to były zagrania w stylu dawnego Garguły, sprzed jego kontuzji.