Kilka dni temu Chelsea przegrała z Manchesterem najbardziej pasjonującą od lat końcówkę wyścigu o mistrzostwo Anglii. Do ostatniej kolejki ligowych zmagań obie drużyny przystępowały z takim samym dorobkiem punktowym, ale w korzystniejszej sytuacji — dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu z całego sezonu — była drużyna Aleksa Fergusona. Nadzieje Chelsea, że Wigan urwie u siebie Czerwonym Diabłom choćby punkt, spaliły na panewce. Manchester wygrał 2:0, a Chelsea straciła w doliczonym czasie gry bramkę w spotkaniu z Boltonem i zaledwie zremisowała. Manchester United obronił tytuł.
Kibicom Chelsea pozostało na pocieszenie miłe wspomnienie ze słonecznej soboty 26 kwietnia, kiedy to ich ulubieńcy pokonali na Stamford Bridge obecnych już mistrzów Anglii 2:1. To był wielki mecz w wykonaniu podopiecznych izraelskiego szkoleniowca Avrama Granta i na podobny liczą wszyscy ci, którzy 21 maja wieczorem będą za nich trzymać kciuki. Szkopuł w tym, że Manchester United takie mecze też potrafi rozgrywać i — co jeszcze ważniejsze — wygrywać.
Moskiewski finał, bez względu na notowania u bukmacherów, nie ma faworyta. Stają do niego dwie wspaniałe drużyny, w których grają znakomici, warci dziesiątki milionów euro piłkarze. Z jednej strony choćby Cristiano Ronaldo, Paul Scholes, Ryan Giggs, Rio Ferdinand albo Carlos Tevez. Z drugiej — Didier Drogba, Michael Ballack, Frank Lampard, John Terry, Petr Cech... Tylko na ławce trenerskiej przewaga jakby po stronie Manchesteru, bo przecież sir Alex Ferguson to postać absolutnie wybitna i charyzmatyczna, a Avram Grant to dla wielu trener nierozpoznawalny, człowiek znikąd. A jednak to on doprowadził Chelsea tam, gdzie nie potrafił jej doprowadzić słynny (i bardzo drogi) Portugalczyk Jose Mourinho. Pora na decydujące starcie.