Prowadzeni przez Sergio Batistę Argentyńczycy już wsławili się wyczynem, który bardzo ciężko będzie powtórzyć – wygrali 11 meczów z rzędu na igrzyskach olimpijskich. Sześć spotkań rozstrzygnęli na swoją korzyść cztery lata temu w Atenach, gdzie zdobyli złoty medal, teraz dołożyli pięć kolejnych zwycięstw, a jeśli dołożą jeszcze jedno – jako pierwsi od 40 lat obronią tytuł mistrzowski.

Piłkarze Batisty najtrudniejsze zadanie mają już za sobą – w półfinale pokonali pragnących olimpijskiego złota Brazylijczyków 3:0 po dwóch golach Sergio Aguero i jednej Juana Romana Riquelme. To spotkanie określono przedwczesnym finałem, w składach obu drużyn pełno jest gwiazd piłki latynoskiej, ale dzięki występom w europejskich klubach – znanych na całym świecie.

Wyobraźnię najbardziej rozpala Leo Messi, dla którego udział z reprezentacją Argentyny w igrzyskach był tak ważny, że zaryzykował nawet złość prezydenta Barcelony Juana Laporty, który początkowo na wyjazd się nie zgadzał.

Sobotni finał będzie powtórką tego z 1996 roku. W Atlancie lepsi okazali się Nigeryjczycy, wygrali 3: 2, jednak sędziujący mecz Pierluigi Collina nie zauważył oczywistego spalonego przy zwycięskim golu. Afrykanie wywalczyli pierwszy złoty medal w historii, a kiedy 4 lata później triumfowali Kameruńczycy wydawało się, że przynajmniej jeśli chodzi o igrzyska – zapanował nowy trend. Do walki włączyli się jednak Argentyńczycy i Brazylijczycy.