Reklama
Rozwiń

Emigranci z dobrej szkoły futbolu

Czechy i Polska. Więcej uczyliśmy się od nich niż oni od nas. I chociaż zwykle mieli lepszych piłkarzy, nie zawsze zwyciężali

Publikacja: 10.10.2008 04:43

Petr Cech jest dziś najbardziej znanym i najczęściej nagradzanym czeskim piłkarzem

Petr Cech jest dziś najbardziej znanym i najczęściej nagradzanym czeskim piłkarzem

Foto: Rzeczpospolita, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Nasze wspólne losy zaczęły się od pracy czeskich trenerów w Galicji. Najsłynniejszy z nich, austriacki Czech Franta Kożeluh, uczył zawodników Cracovii jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Pół wieku później prażanin Jaroslav Vejvoda przyjechał do Warszawy i zrobił z Legii jedną z najlepszych drużyn Europy, a z Kazimierza Deyny – czołowego rozgrywającego świata.

Ze stadionem na Łazienkowskiej, pamiętającym jeszcze międzywojnie, łączy się inne polsko-czeskie wydarzenie. W roku 1933 Polska rozgrywała tam z Czechosłowacją swój pierwszy mecz w eliminacjach do mistrzostw świata. Przegraliśmy 1:2 i na rewanż już nie pojechaliśmy.

Jeszcze wtedy PZPN współpracował z rządem, jeśli tak można powiedzieć. Po porażce na swoim boisku szanse na odrobienie strat były nieduże, a koszty wyjazdu do Pragi – spore. A ponieważ w tym czasie stosunki dyplomatyczne z Czechosłowacją nie układały się najlepiej, Ministerstwo Spraw Zagranicznych zasugerowało, że najlepszym wyjściem będzie oddanie meczu walkowerem. I tak się stało.

Szanse rzeczywiście były nieduże. Kilka miesięcy później reprezentacja Czechosłowacji została wicemistrzem świata. W latach trzydziestych praskie kluby Sparta i Slavia należały do najlepszych w Europie. Jeden z czołowych wówczas napastników kontynentu, Belg Raymond Braine, przejście do Sparty uznał za awans. Bo to naprawdę był awans.

Po wojnie do gry w czeskich i słowackich klubach cudzoziemcy już się nie garnęli. Pensja i premie w koronach nikogo nie interesowały. Ruchu w drugą stronę też zresztą nie było. Za granicą grali tylko ci, którym udało się uciec, ale wielkich piłkarzy wśród nich nie było. Pozostała solidna szkoła futbolu, niekończąca się lista talentów, niekontrolowany przypływ do klubów państwowych pieniędzy.

Dukla Praga to był odpowiednik warszawskiego CWKS – większość najlepszych piłkarzy kraju, pod pozorem powołania do wojska, trafiała właśnie tam. Na bazie Dukli Czechosłowacja zbudowała reprezentację, która w roku 1962 zdobyła w Chile wicemistrzostwo świata. Przegrała tylko z Brazylią.

Josef Masopust został uznany przez „France Football” za najlepszego piłkarza Europy. Nazwiska innych graczy: bramkarza Viliama Schrojfa, obrońców Ladislava Novaka, Jana Popluhara, Svatopluka Pluskala, napastnika Josefa Adamca – były znane na wszystkich stadionach świata.

Trzy miesiące po mistrzostwach w Chile ta drużyna pokonała w Bratysławie Polskę 2:1. Minęło kilkanaście miesięcy i w Warszawie takim samym wynikiem wygrali Polacy.

Na swój drugi wielki sukces Czechosłowacja czekała do roku 1976, kiedy w finale mistrzostw Europy w Zagrzebiu zwyciężyła w rzutach karnych RFN. To wtedy Antonin Panenka pokonał Seppa Maiera strzałem, który przeszedł do historii piłki nożnej. I znowu cała Europa wiedziała, kim są Ivo Viktor, Anton Ondrus, Zdenek Nehoda.

Coś podobnego wydarzyło się 20 lat później, kiedy Czechy, już rozpadzie Czechosłowacji, grały na Wembley z Niemcami w finale Euro ,96. To była drużyna nowych czasów. Najlepsi zawodnicy już grali na Zachodzie lub trafili tam po mistrzostwach.

[wyimek]Czesi zajmują czołowe miejsca w rankingu FIFA, ale przegrywają w najważniejszych momentach[/wyimek]

Karel Poborsky został piłkarzem Manchesteru United, Patrik Berger trafił do Liverpoolu, Pavel Nedved ze Sparty Praga do Lazio, a potem w Juventusie zdobył Złotą Piłkę dla najlepszego gracza Europy. Rok później Jirzi Nemec i Radoslav Latal wygrali dla Schalke Puchar UEFA.

I od tej pory już tak będzie. Dzisiejsza reprezentacja Czech składa się w większości z zawodników pracujących dla zagranicznych klubów. Grają w Lidze Mistrzów, albo przynajmniej w Pucharze UEFA. Każdy kibic ich zna: Petr Cech, Tomas Rosicky, Milan Baros, do tego świetni obrońcy z wielkich klubów, od Zdenka Grygery z Juventusu po Marka Jankulovskiego z Milanu.

Od ponad dziesięciu lat Czesi biorą udział we wszystkich finałach mistrzostw Europy. Wystąpili też w ostatnich mistrzostwach świata. Grają zazwyczaj ładnie, ale zawodzą w decydujących momentach.

Między nimi i nami jest taka różnica, że ich kryzys dotyka raz na kilka lat, a na nas raz na kilkanaście spada sukces. Są lepsi i czasami wierzą w to tak głęboko, że nie chce im się udowadniać przewagi na boisku. Między innymi dlatego przegrali z Polską ostatni mecz na Cyprze 0:2.

Wówczas przez całe spotkanie podawali piłkę do dwumetrowego Jana Kollera, ale nie mieli z tych zagrań żadnego pożytku. Teraz Kollera nie będzie. Nie wiadomo – to lepiej dla Polski czy gorzej?

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[link=mailto:s.szczeplek@rp.pl]s.szczeplek@rp.pl[/link][/i]

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku