[b]Rz: Asystent Leo Beenhakkera nie leci na mecz z Irlandią, ponieważ tego samego dnia prowadzi drużynę młodzieżową w spotkaniu z Ukrainą. O czym to świadczy – niskiej randze gry w Dublinie czy wysokiej w Legionowie?[/b]
Andrzej Zamilski: Tylko o tym, że termin meczu pierwszej reprezentacji wykorzystaliśmy na sprawdzian dla młodzieżowej. Zaczęliśmy budować zespół złożony z piłkarzy urodzonych w latach 1988 – 1990. Po dwóch konsultacjach przyszła pora na mecz. Przegraliśmy z Ukrainą 1:3, nie mając wiele do powiedzenia. Ukraina zwyciężyła całkowicie zasłużenie.
[b]Gdyby świadkiem porażki był Beenhakker, zmartwiłby się, że nie ma w Polsce zawodników, którzy mogliby wkrótce zastąpić piłkarzy pierwszej reprezentacji?[/b]
Tak źle nie jest. Po pierwsze Ukraina jest, w porównaniu z nami, znacznie dalej. Jej zawodnicy grają ze sobą od roku, pokonali już Portugalię i zremisowali z Holandią. Po drugie w naszym przypadku należałoby bardziej mówić o przeglądzie wyróżniających się zawodników – od ekstraklasy po trzecią ligę – niż o reprezentacji. Nie powołałem zawodników znanych i z klubów zagranicznych. Gdyby to był mecz o punkty, drużyna wyglądałaby zupełnie inaczej. A gdybyśmy za trzy dni rozgrywali następny mecz, zostawiłbym dziewięciu z 18 zawodników grających przeciw Ukrainie.
[b]To znaczy, że połowa sprawiła panu zawód?[/b]