Lech wykorzystał potknięcia rywali w wyścigu o mistrzostwo i już odskoczył grupie pościgowej. W Bełchatowie dwa gole dla poznaniaków strzelił Semir Stilić i jeśli ktoś nie widział jeszcze Bośniaka na żywo, musi się spieszyć. Wkrótce nie będzie go w Polsce, bo jest za dobry.
Lech wygrać normalnie nie potrafi, musi robić widowisko. Prowadził 2:0, jednak pozwolił, by Bełchatów wyrównał w ostatnich minutach, a gdyby Janusz Dziedzic potrafił strzelić do pustej bramki z siedmiu metrów, trener Rafał Ulatowski mógł wygrać w debiucie. Zwycięskiego gola zdobył jednak Robert Lewandowski w doliczonym czasie gry. To było jedyne atrakcyjne spotkanie pierwszej wiosennej kolejki.
Tomasz Frankowski ostatniego gola w ekstraklasie strzelił 27 sierpnia 2005 roku Odrze Wodzisław. Grał wtedy w Wiśle Kraków, Paweł Janas stawiał na niego w reprezentacji Polski. Piłkarz wyjechał jednak do drugoligowego hiszpańskiego Elche, później trafił do Wolverhampton i właśnie tam zaczął się jego powolny upadek.
Nie pojechał na mundial do Niemiec, w Anglii grał bardzo rzadko, nie odnalazł się w Tenerife i Chicago Fire. Do Białegostoku wracał zakończyć karierę, którą właśnie w Jagiellonii rozpoczął, debiutując w ekstraklasie w 1992 roku. Dobrze nie trafił, bo nowa drużyna została kilka tygodni później zdegradowana za korupcję.
W sobotę Jagiellonia grała z Arką Gdynia, a Frankowski udowodnił, że chociaż ma już 35 lat, w Polsce nadal może być gwiazdą. Pokonał bramkarza gości w 26. i 29. minucie, Jagiellonia wygrała 3:0 pierwszy z 14 meczów z Arką. Frankowski jest już kapitanem drużyny, kibice skandowali jego nazwisko, o emeryturze myśli podobno tylko wtedy, gdy pytają go o nią dziennikarze.